Nie pohula już na desce główny misiaczek Sopotu. Woda od plaży odpływa i zamiast złotego piaseczku będzie tam niedługo śmierdzący muł. Turyści już nie przyjadą, mieszkańcy nie zarobią, z perły zrobi się syf.

            A ostrzegano! Gdy wymyślono marinę i postanowiono zepsuć zabytkowe sopockie molo, jedyne, najdłuższe i najpiękniejsze na Bałtyku. Był kilkuset metrowej długości główny pomost i po prawej jego stronie długa odnoga. Wszystko to na potężnych balach wbitych w dno, tak by przepuszczać pod spodem wodę pędzoną falami. Ale "mądre" głowy nie słuchały fachowców. Na wysokości końca mola dobudowano potężny falochron, utworzono marinę dla jachtów i zakłócono przepływ wód.

 

            Teraz fale już nie gnają spokojnie ku brzegowi. Odbijają się od kamieni falochronu, skręcają wielkim łukiem i tworzą gigantyczny młyn wodny. Gdy przychodzi sztorm wszystko to nabiera niszczycielskiej mocy. Zakłócono naturalny ruch wody. Więc teraz gdy mocniej powiało woda zemściła się zabierając w morze tysiące ton piachu mielizn i plaży.

            Zrobiło się goło. Choć to już prawie zima. Odsłonięte zostało muliste dno. I znowu "mądre" głowy w sopockim ratuszu nikogo nie słuchając wysłały potężne koparki by muł ów usunąć. Ale stało się jeszcze gorzej. Znowu wygrało morze. Koparkowe towarzystwo musiało czym prędzej uciekać, a to co usypano zabrały fale. I dalej syf pozostał. Dosłownie w błoto wywalono jakieś 700 tysięcy złotych. A co będzie dalej? Nie wiadomo, bo następne sztormowe fale znowu będą rozbijać się o bezmyślnie zbudowany falochron mariną i kręcić diabelskiego młynka. Nieuki, które nadal nie słuchają fachowców zniszczą w końcu definitywnie sopocką plażę, chociaż przyciągała ona wczasowiczów przez ponad sto lat.

            Po wojnie moja rodzina zamieszkała właśnie w Sopocie na ulicy Helskiej. Za kortami tenisowymi. Tylko park odgradzał od morza. Były stylowe, drewniane, Łazienki Północne. Ale po jakimś czasie zburzono je, usunięto chroniącą park wydmę i wybudowano "bunkier", cementowy twór, ciężki i paskudny z potężnymi stalowymi drzwiami do kabin. Szybko to wszystko zaczęło rdzewieć i zakleszczać się. Stało jeszcze jakiś czas to pseudo-nowoczesne ohydztwo. Zmieniały się kukiełki w ratuszu, aż któraś zdecydowała się wywalić cały ten złom.

            Teraz rozpoczęła się zabawa z marina. Zbudowano ją za unijne i samorządowe pieniądze. Nie została spłacona. Rachunki owiane są tajemnicą. Miasto sobie nie radzi, więc sprzedało jachtowy port. Komu, za ile i kto tu teraz rządzi - to także sekret. Jest źle, a będzie jeszcze gorzej. Morze uderza w kamienne bloki uniemożliwiające naturalny przepływ. Sopot szykuje się do wyborów samorządowych, jak cała Polska, w przyszłym roku. Czy ktoś rozliczy nieuków i partaczy?

            Niektórzy posłowie, radni chwalą się: jestem już czwartą-piątą, a i dłużej, kadencję. Może jednak dość! Bezradni obecnie sopoccy radni najprawdopodobniej dadzą teraz dyla przed odpowiedzialnością. Czy sięgnie ich ręka nierychliwej sprawiedliwości? Oby! Ale co będzie z mariną, która rzeczywiście pozwoliła niektórym szybko nabić kabzę. Nie ma jednak nic za darmo. Zła inwestycja to i złe pieniądze. Inwestorów wywieje, ale problem zostanie. Na razie władze miejscowe chowają głowy w piasek. Ale tego coraz mniej. Postępowanie sopockich decydentów przypomina zachowanie strusia. To ptaszysko - jak wiadomo - znosi wielkie jajo. A jakie zostanie po wielokadencyjnym prezydencie Sopotu Karnowskim? Ciekawe...

 

            2 XI 2017                                                     Stefan Truszczyński

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl