Oświadczenie Romana Graczyka i Janusza Poniewierskiego o rezygnacji z członkostwa w SDP martwi i dziwi zarazem. Martwi, bo znam i cenię obu Kolegów. Dziwi, bo trudno zrozumieć ten gest. Nie przekonują mnie zawarte w obszernym oświadczeniu jego motywy, wręcz zdumiewające, biorąc pod uwagę, że Autorzy doskonale znają specyfikę stowarzyszenia, którego szeregi właśnie opuścili.
SDP jest organizacją liczącą ok. 3 tys członków, Zarząd Główny wyłaniany przez Zjazd w efekcie wielu tur głosowań liczy 12 osób, do tego dochodzą władze 16 oddziałów, prowadzących mniej lub bardziej ożywioną działalność w swoich środowiskach. SDP tworzą dziennikarze i twórcy o różnych poglądach, cały czas mocno się spierający w wielu sprawach. Oczywiście od kilku już lat część mediów konsekwentnie opisuje SDP jako wątłą przybudówkę PiS, ale członkowie stowarzyszenia biorący udział w jego działalności (nawet średnio aktywnie) doskonale wiedzą, jaka jest prawda.
Mieliśmy w stowarzyszeniu swoją wizję reformy mediów publicznych. Powstała ona w efekcie prac nadzwyczajnego zjazdu, była wielokrotnie prezentowana. Także z udziałem polityków PiS, członków KRRiT i Rady Mediów Narodowych. Łatwo sprawdzić w dokumentach, że jest to koncepcja funkcjonowania mediów publicznych odmienna od tej, ostatecznie przyjętej przez parlament. Warto przypomnieć też burzliwe dyskusje jakie cały czas toczą się na temat TVP i PR w naszych mediach. Nie wiem na ile Roman i Janusz je śledzili, nie podejrzewam jednak, by oceniali przejawy żywotności SDP jedynie po oświadczeniach Zarządu Głównego.
To prawda, że ZG nie zajmuje się regularnym recenzowaniem treści kolejnych wydań „Wiadomości”. Wyręczają nas w tym dwa największe branżowe portale, zamieniając się w codzienny serwis informacyjny pt: „co słychać w TVP”. I całkowicie ignorując fakt, że kilka milionów Polaków czerpie informacje z dwóch telewizji komercyjnych, których kontent też wart byłby analizy. Bo generalny problem jaki dziś mamy z mediami w Polsce polega na zaniku rzetelnej, bezstronnej informacji na rzecz perswazji. Tyle, że nie jest to jedynie problem mediów publicznych. Obraz odmalowany w najnowszym numerze „Newsweeka” przez Dominikę Wielowieyską, Andrzeja Morozowskiego i Jacka Żakowskiego jest modelowym przykładem nierzeczywistości (by pozostać w poetyce „Oświadczenia” Kolegów) i to na granicy surrealizmu.
Roman Graczyk i Janusz Poniewierski mają oczywiście prawo w podobny sposób postrzegać zagrożenia z jakimi dziś mamy do czynienia w Polsce, choć nie sądzę, by uważali iż poziom wolności mediów i swobody wypowiedzi był dziś niższy niż przed kilku laty. Muszę pozostać w sferze domysłów, bo faktycznie nie mieliśmy okazji porozmawiać podczas walnego zgromadzenia krakowskiego oddziału SDP. Nie pospieramy się i za miesiąc podczas zjazdu. A szkoda.
I tu mam zarzut główny i podstawowy. Dlaczego akurat teraz dostajemy – via portal „Rzeczpospolitej” - ów publiczny akt apostazji? Dlaczego Roman, człowiek odważny i bezkompromisowy, czego wiele razy dowiódł, zdezerterował tuż przed spotkaniem, które zadecyduje o przyszłym kierunku działań SDP, wybierze nowe władze, oceni działalność obecnego zarządu? Czemu choć sam przez ostatnie lata był członkiem władz statutowych nie przyjedzie 17 listopada do Kazimierza by – na przykład – zgłosić projekt uchwały w duchu swojego oświadczenia? Dlaczego gdy wybieraliśmy delegatów nie przyszedł do krakowskiego klubu pod Gruszką, by nas postawić do pionu? Dlaczego przez ostatnie miesiące nie wyraził swojego zaniepokojenie „brakiem adekwatnej reakcji władz SDP” na naszym portalu, nie przysłał polemiki do Forum Dziennikarzy?
To nie są pytania retoryczne. Uważam, że Janusz i Roman swoim oświadczeniem wyrządzili krzywdę członkom stowarzyszenia, od których – jak piszą – doświadczyli też „wszelkiego dobra”. Rezygnacja jest czymś całkowicie zrozumiałym, skoro nie mieli woli i determinacji by w SDP nadal działać, wpływając na jego kształt i politykę. Krzywda polega na tym, że pisząc to, co napisali, upowszechniają nieprawdziwy obraz stowarzyszenia, które przecież współtworzyli.
Piotr Legutko