Co komu wadzi dziś górnik przodowy Wincenty Pstrowski, który się zatyrał i zapylił na śmierć- bo jakiś partyjny instruktorek, a potem sekretarzyk uznał, że trzeba stworzyć postać takiego super przodownika pracy.
Prześmiewcy już wtedy kpili i podśmiewywali: "Wincenty Pstrowski, górnik ubogi, przekroczył normę, wyciągnął nogi". Nieustraszeni poszukiwacze resztek komunizmu biegają dziś po ulicach miast i wnikliwie analizują- należy się imię czy nie?
W Sopocie, występującym z brzegów latem pod naporem przyjeżdżających tu tłumów, natychmiast po październiku '56 wywalono na śmietnik tabliczki Stalina i Rokossowskiego. Pojawiły się nowe- 20 Października i Bohaterów Monte Cassino. Potem przyszła kolej na Bieruta (chodziło o dukt miejski zaczynający się od Krzywego Domku), zastąpiono go zasłużonym przed laty dla Sopotu doktorem chirurgiem Haffnerem. I były to zmiany ze wszech miar słuszne. Pstrowskiemu, którego ulica krzyżowała się z ul. Władysława IV- darowano wówczas. Sekretarz partii w miasteczku nazywał się Miler.
Mściwość to okropna cecha, która niestety ludzi dopada. Okropne myśli przebiegają wówczas przez głowę. Ot, przypieprzyć by komu! Gołocie- strach, ale takiemu wyeksploatowanemu- to się nie boimy.
W mordę bić nie naszych: żołnierzyków, którzy poginęli walcząc w okupacyjnej armii. To, że nie szli oni na front dobrowolnie, albo nawet i ogłupieni- byli wyznawcami utopii- to nieważne. Won - z pomnika, etykietki ulicznej. Z pamięci!
Nie, z pamięci to ich się nie wymaże. Bo po nas przyjdą inni. A potem jeszcze następni. Zawsze będą grzebać w archiwach i wyciągać fakty. A śmierć to jest śmierć. Bezwzględna kostucha każdego dopadnie, choćby dziś nie wiadomo jak się w swojej odwadze i rygoryzmie puszył.
Wincenty Pstrowski ciężkim wiertłem wbijał się w ściany węglowe. Nie oszczędzał się. Jak i tysiące mu podobnych górników. Mówią, że w ostatnim okresie życia dopisywano mu, lub opłacano innych za wagoniki, których rębacz faktycznie nie wypełniał węglem. Na pewno propaganda ówczesna szalała i posługiwała się człowiekiem przedmiotowo. To nie jego wina. Pod portretami morderców, w czerwonym krawacie siedział bubek (podobny do wielu współczesnych politycznych bubków) i klarował zastraszonym pseudodziennikarzom co mają pisać. Tak, to wszystko prawda. Ale patrzę teraz na obłudną gębę mądrzącej się posłanki. Co pleciesz babo? Ile jeszcze miesiączków będziesz brała dużo za dużo.
Człapią nadal bezkarnie po naszej pięknej ziemi mega złodzieje i nieudacznicy. Zezłomowano to, co było rodzimej myśli i co z mozołem rozwijano. Wjechały do naszego kraju wypasione obce wozy, jak czołgi Wehrmachtu w trzydziestym dziewiątym. Pędzi to teraz bezkarnie dwieście kilometrów na godzinę autostradami, za które coraz więcej trzeba płacić. To wkrótce będą drogi dla wybranych, często samobójców, którzy szafując własnym życiem groźni są dla innych.
Społeczne nożyce się rozwierają . Rodzi się pogarda. Decyduje portfel i gablota. W Europarlamencie to cel, który uświęca środki. Ale wszyscy tam się nie wepchną. Ci, którzy już wleźli, trzymają się pazurami. Na pewno będą kiedyś rozliczeni. Zanosi się jednak, że dopiero przez historię. Ci nasi europarlamentarni chłopcy, ważnego głosu tam nie mają. Albo i nie chcą mieć. Podobnie jak ryby, które wybierane są obecnie doszczętnie z Bałtyku przez potężne obce kutry - tak zwane paszowce. Naszym rybakom wynajęci za nasze państwowe pieniądze inspektorzy bezlitośnie odmierzają każdą rybkę. Dla Duńczyków i Niemców również nasza gospodarcza strefa morza to Eldorado. Hulaj dusza, piekła nie ma. Zbierają z dna małe rybki gęstymi sieciami i już na swoich jednostkach ucierają to wszystko na mączkę. Potem to wędruje do hodowli rybnych w Norwegii, jako karma dla łososi. A my potem te łososie kupujemy.
Mamy w Polsce wspaniałe warunki przyrodnicze. Ale tępi ludzie nie potrafią tego w pełni wykorzystać. Nasz rodzimy wielki - demograficznie- popyt dopychany jest przestępczo obcym importem, nawet z wkładem GMO.
Mamy - na wiele jeszcze lat - pokłady najwyższej jakości węgla (np. Kopalnia Krupiński), ale ładujemy się w tajemnicze germańskie interesy rzekomo pozyskiwania tańszej energii i tchórzliwie nie potrafimy tych operacji wyjaśnić.
Wincenty Pstrowski dawno już wyciągnął nogi. Był wspaniały sierpniowy bunt, ale potem zaczęła się wyprzedaż majątku narodowego i dreptanie w miejscu. Klarowano nam coraz bardziej nachalnie, że czarne jest białe i odwrotnie.
Propagandzista w czerwonym krawacie bał się bezpieki, jak wtedy wszyscy. Teraz ludzie modlą się swobodnie, ale Boga się chyba nie boją. Na telewizyjnych ekranach słuchają wprawdzie mądrych kaznodziejów. Niestety niewiele z tego wynika.
BÓG, HONOR, OJCZYZNA! Pięknie. Ale na co dzień kłótnie o przodków i coraz więcej "ważnych" polityków zupełnie nic nie wnoszących treściowo i materialnie.
Uprośćmy te rozdymane struktury. Administrację przynajmniej o połowę, zlikwidujmy Senat i przynajmniej ze trzy ministerstwa. Niech pójdzie to na armię, na lecznictwo- coraz droższe i nieosiągalne w niezbędnym czasie dla zwykłych ludzi. Ci ludzie płacili na nie przez całe życie, a teraz latami czekają w kolejce na operacje. Zamiast na przykład wymiany biodra dowiadują się o chronicznych reorganizacjach służby zdrowia.
Znowu minął sierpień i przypięto wiele blaszek. Ale tysiące ludzi, którzy wtedy odważnie się zbuntowali, żyje w nędzy. Mają już nawet swoje stowarzyszenia obronne. Ale tak naprawdę nikt z tych, którym się powiodło, nimi się nie przejmuje. Znaczący senator opowiada, że robił co mógł, by pomóc, że prosił, zabiegał. Ale nic nie zdziałał! Po co więc te celebry, po co zgromadzenie mandatowe, które potrafi o siebie zadbać, a zapomniało o kolegach strajkowych.
Wincenty to było chłopskie imię. Dziś mamy liczne pany. W każdym razie z pańska się powożą. A reszta?
- Wio siwek! - jedziemy dalej. Tyle, że noga za nogą.
04.09.2017 Stefan Truszczyński