Media jeszcze przez jakiś czas będą żyć odwołaniem na Twitterze szefowej „Wiadomości”. To sensacyjna wiadomość o tyle, że Marzena Paczuska szefowała przez ostatnie miesiące flagowym programem informacyjno-publicystycznym w Programu 1 Telewizji Polskiej – „Wiadomościom”.  TVP to wciąż najsilniejsze medium w Polsce. Program flagowy także w nieco mniej chwalebnej dziedzinie, mianowicie mało inteligentnej propagandy i tendencyjności materiałów dziennikarskich.  

Mnie natomiast nic w tej sytuacji nie zdziwiło ani nie zaskoczyło. Znam tę instytucję dobrze, pracowałam w telewizyjnej „Jedynce” ładnych kilka lat. Dzięki byłej szefowej anteny Małgorzacie Raczyńskiej, która zanim zaprosiła mnie do współpracy, zwolniła kilka osób z ówczesnej redakcji edukacyjnej, a pozostali uciekli na profilaktyczne zwolnienia lekarskie, by przeczekać nawałnicę. Moment był szczególny, jako że na placu boju pozostałam tylko ja i redaktor Halina Halber, obecnie już na emeryturze. Zatem na brak zajęć narzekać nie mogłyśmy. Redakcja edukacyjna miała wówczas na antenie kilkanaście programów plus bieżąca korespondencja, planowanie nowej ramówki, kolegia i godzinne nasiadówki wszelakiego rodzaju. Po latach wdzięczna jestem Małgosi, dzięki takiemu kieratowi mogę powiedzieć, że telewizja -  łącznie z jej tzw. bebechami, czyli obiegiem dokumentacji, niejasnymi procedurami związanymi z rozliczeniami finansowymi  i polityką personalną – nie ma dla mnie tajemnic.

Ale Marzanki Paczuskiej też nie powinna dziwić obecna sytuacja. Tym bardziej, że przepracowała w tej instytucji znacznie więcej lat niż ja. Grubo więcej. O pracownikach telewizji, którzy mieli szansę przetrwać szefów z różnych opcji politycznych mówi się, że mają kręgosłup z gumy. I potrafią spełnić a nawet wyprzedzić oczekiwania każdej kolej władzy.

Niestety, tak jest i z Marzeną Paczuską. Zetknęłyśmy się, można powiedzieć, tete`a`tete, kiedy prezesem TVP był Juliusz Braun, a telewizyjnej Jedynce szefowała Iwona Schymalla. Marzanka wylądowała w redakcji dokumentu, którą kierował Andrzej Fidyk.  Opcji jakże odległej, od tej, z jakiej była i jest nadal znana redaktor Paczuska. I postanowił się jej pozbyć. Poinformował dyrektor Szchymallę, że nie widzi możliwości współpracy z „matką rewolucji IV RP”. Dyrektor Schymalli żal zrobiło się Marzanki i umieściła ją w politycznie obojętnej, przynajmniej teoretycznie, redakcji edukacyjnej.  Marzanka pokochała mnie miłością czystą. Częstowała świeżymi bułeczkami do porannej kawy. Obsypywała komplementami o moich wyjątkowych umiejętnościach dziennikarskich. Zapraszała i częstowała papierosami w palarni. Ja, w zamian, uczyłam jej specyfiki redakcji. Każda redakcja, co oczywiste, różniła się tematyką, częstotliwością emisji programów, kolaudowania audycji, uruchamianiem programów, ich oceny itp. I w imię dawnej, braterskiej walki w opozycji, robiłam to z pełnym poświęceniem i oddaniem. Przyjaźń nasza trwała kilka miesięcy, konkretnie do momentu, kiedy redaktor Paczuska zaczęła dość swobodnie poruszać się w redakcji. Natychmiast zapałała silniejszym uczuciem do kierowniczki redakcji, Małgorzaty Mierzejewskiej, która bynajmniej nie sympatyzowała z Prawem i Sprawiedliwości. Tak bardzo wczuła się w rolę osoby próbującej zaskarbić sobie względy szefowej, że sama wręczała prezenty imieninowe szefowej redakcji, nawet zanim pozostali pracownicy redakcji zdołali zebrać składki na owe prezenty. Jej postawa budziła pusty śmiech, nie tylko wśród ludzi jej życzliwych. Niemniej przyznać trzeba, że Marzanka jest osobą skuteczną. Po kilku tygodniach była już prawą ręką Małgorzaty Mierzejewskiej. Kiedy ta ostatnia przebywała na zwolnieniu lekarskim, a zdarzało się to często, kobieta dbała o siebie, redaktor Paczuska ją zastępowała. Ale w przeciwieństwie do mnie, znała swoje miejsce w szeregu, i wychylać się, jak nie musiała, specjalnie nie lubiła. Takim wychodzeniem przed szereg był m.in. udział w kolegiach anteny. Ówczesny dyrektor Piotr Radziszewski znał się na telewizyjnym fachu, i niemal na każdym kolegium wyśmiewał jakość programów, a zwłaszcza piętnował wskaźniki oglądalności. A były one faktycznie dalekie od oczekiwanych. Wpływy z reklam nadawanych przed i po programach redakcji były niższe, niż koszty wyprodukowania audycji. Gdyby chodziło w nich o realizację misji, czyli nadawanie mądrych, edukacyjnych treści. Ale tak nie było. Treści prezentowane w programach tylko z nazwy były edukacyjne. Powielały – najogólniej rzecz traktując - schematy myślowe „ulicy”. Niektóre, nadawane zresztą do dzisiaj, typu „Domisie”, wręcz szkodliwe dla dzieci, gdyż wypaczały dziecięcy świat baśni, poważnego traktowania małych dzieci, mądrej nauki przez zabawę. Koniec końców, kiedy redaktor Paczuska zastępowała kierownika redakcji, na kolegia Programu 1 z udziałem dyrektora Radziszewskiego wysyłała mnie. Na spodziewany atak dyrekcji byłam przygotowana. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że, podobnie jak on, uważam „Domisie” za program zły, i chętnie przygotujemy nową ofertę programową, ale potrzebujemy na nią trochę pieniędzy. Dyrektora ta opinia zaintrygowała, lub udał, że tak jest, wiec pociągnął mnie za język. A ja, jak na spowiedzi rozwijałam świetlaną wizję przyszłych programów i wyników oglądalności. Wymieniłam kilka znakomitych pozycji programowych, które wpłynęły do redakcji. Dodając, iż nie są one realizowane tylko dlatego, że nie mamy odpowiedniego budżetu. Szef Radziszewski obsztorcował swojego zastępcę Andrzeja Rychcika, któremu podlegała nasza redakcja, że coś przed nim ukrywa. Ten ostatni spiorunował mnie wzrokiem, aż ciarki przeszły mi po plecach. Słowem, działo się. Wyznałam również, że właśnie kończę uruchamiać świetny program na wakacje pt. „Szlakiem gwiazd”. Co ważne, realizowany za środki pozyskane w ramach dofinansowania Unii Europejskiej, czyli dla anteny za darmo. Na koniec dyrektor Radziszewski prosił przekazać kierowniczce, że dalsze istnienie redakcji uzależnia właśnie od jakości wspomnianego programu. I, oczywiście, słupków oglądalności. Bo – głośno rozważał – po co ma dalej istnieć redakcja, która nie potrafi wyprodukować dobrego programu? Po tym emocjonującym kolegium pobiegłam do redaktor Paczuskiej i wszystko, ze szczegółami przekazałam. Co koleżanka Paczuska skwitowała krótko: „zdajesz sobie sprawę, że już tu nie pracujesz?” Właśnie nie zdawałam sobie sprawy. I to był mój błąd. Nie wiedziałam mianowicie, że ekipa programu „Domisie” to osoby bardzo i to od lat zaprzyjaźnione z kierowniczką Mierzjewską, i wszystko jedno, jaki ten program będzie. I po prostu w każdej  redakcji, którą kieruje Małgorzata Mierzejewska, będzie. Koniec kropka.

Ludzie z mojego środowiska, i spoza telewizji, opowiadali mi, że Marzena Paczuska przedstawia im się jako osoba kierująca redakcją edukacji. Zbyłam tę informację machnięciem ręki. I też niesłusznie. Niedługo później, podczas ostatniej kolaudacji cyklu, nad którym pracowałam, wspomnianym „Szlakiem gwiazd”, zamiast jednej osoby, czyli kierowniczki, zastałam dwie. Drugą była redaktor Paczuska. Program wszystkim się spodobał, uwag nie zgłoszono żadnych, więc odetchnęłam. Napięcie puściło i pozwoliłam sobie na głupi żarcik, że na mieście mówią, że redakcja edukacji ma dwóch kierowników. Atmosfera natychmiast się zwarzyła, kierowniczka pospiesznie zakończyła  spotkanie, i szybkim krokiem opuściła gmach przy ul. Woronicza. Po czym z hukiem wpadła do mojego pokoju redaktor Paczuska ze słowami: „jesteś głupia, a ja nie nazywam się Paczuska, jak ty w tej redakcji będziesz dalej pracować”. I miała sto procent racji. Następnego dnia zastępcy dyrektora Radziszewskiego wręczyli mi wypowiedzenie. Było to kilka dni po dwuletnim okresie ochronnym. Przysługuje on każdemu pracownikowi telewizji, który w trakcie pracy ukończy dodatkowe, studia zawodowe. Mnie udało się w tym terminie skończyć dziennikarstwo telewizyjne w łódzkiej szkole filmowe. I w ten sposób, z pomocą koleżanki redaktorki Paczuskiej, wyleciałam z telewizji. A żeby było śmieszniej, nadzór nad przygotowanym przeze mnie cyklem „Szlakiem gwiazd” przejęła redaktor Paczuska, i był emitowany na antenie „Jedynki” przez kilka kolejnych sezonów.

 I gdy dzisiaj czytam, że redaktor Marzena Paczuska czuje się zażenowana formą zwolnienia jej. Konkretniej, sposobem dowiedzenia się o zwolnieniu, jako że wypowiedzenie, podobnie jak mnie kilka lat wcześniej, wręczono jej zgodnie z wszelkimi prawidłami sztuki obowiązującej od dziesięcioleci w TVP. To powiem szczerze, nie wierzę jej. Wierzę natomiast, jako że jest osobą inteligentną, w chęć wzbudzenia jakiejś formy litości i zrozumienia jej trudnej sytuacji u kolegów i koleżanek po piórze. I ta sytuacja jest zrozumiała, bo ludzka. Każdemu jest przykro, kiedy wyrzucają go z pracy.

Pomijając nawet warsztat dziennikarski byłej szefowej „Wiadomości”, która oceniam jako przeciętny. Uważam, że każdy z dziennikarzy „Wiadomości” realizowałby polecenia polityczne równie gorliwie jak ona. Może, w co chcę wierzyć, z większym obiektywizmem i rzetelnością.

Poza tym nie ma na świecie stacji telewizyjnej, w której ostaje się na dłużej szef nie potrafiący utrzymać oglądalności. W tym przypadku redaktor Paczuska pobiła niechlubny rekord utraty ponad 800 tysięcy widzów „Wiadomości”. W stacjach komercyjnych ocena kierownictwa stacji przychodzi po miesiącu. Tam nikt nie pyta skąd przybywasz, tylko co potrafisz? Jeśli się nie nadajesz, to choćbyś był wnukiem królowej angielskiej, uprzejmie acz stanowczo prosi się taką osobę o odejście.

Żeby było jasne, nie krytykuję dziennikarzy, którzy odważnie stanęli w obronie formy dowiedzenia się przez redaktor Paczuską o zwolnieniu. To niemal pawłowowski odruch solidarności zawodowej. Nie dziwie się z prostego powodu – ci ludzie nie znają realiów pracy w telewizji publicznej. Gdyby znali, smutno, tak jak i ja, pokiwali głową. Trudno, teraz przyszła kolej na redaktor Paczuską. Ale krzywda wielka ponoć jej się nie stała. Jeśli prawdą jest, jak podają media, że redaktor Paczuskiej zaproponowano przesunięcie na inne stanowisko, a nie pozbawieniem środków do życia. Jak, niestety, swego czasu mnie i wielu innych osobom. A to jednak zasadnicza różnica. Nieprawdaż, redaktor Paczuska?!

Marzanna Stychlerz-Kłucińska

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl