Było jeszcze gorzej niż teraz. Dzisiaj przynajmniej nikt nam bezpośrednio - na razie! - z zewnątrz nie zagraża. Wówczas Rzeczpospolita była opasana pierścieniem z żarzącym się ogniem. Rosja bolszewicka i Niemcy zawarły traktaty o współpracy (Rapallo 1922 r. i Locarno 1924 r.). Wywiad Rzeczypospolitej odkrył, że w tajnych zapisach zawarte są wzajemne zobowiązania o wspólnym działaniu wojskowym wobec państw trzecich i że oba państwa kwestionowały wschodnią granicę Polski. Nie ulegało żadnej wątpliwości, do czego mogą w przyszłości doprowadzić oba te pakty. Piłsudski zareagował kategorycznie, acz jak często miał w zwyczaju, przenośnie, oświadczył swym współpracownikom, że skończył się czas uprawiania polityki w szlafroku i pantoflach.

Tymczasem parlament, wbrew szerokiej opinii publicznej, wyłonił po raz kolejny rząd koalicji ugrupowań narodowych z ludowym „Piastem” pod batutą premiera Wincentego Witosa. Już wcześniej, do 1923 r., rządziły takie ugrupowania; kreowały chaos w polityce wewnętrznej.  Polska stawała się krajem wewnętrznie zdestabilizowanym; korzystając z określeń byłego ministra w rządzie Platformy Obywatelskiej, Bartłomieja Sienkiewicza, można by powiedzieć – państwem teoretycznym, bo niemogącym podejmować decyzji służących własnemu rozwojowi. Na domiar złego było trawione korupcją aferami, nieuczciwością posłów i wysokich urzędników państwowych. Ostro przeciwstawiał się temu stanowi rzeczy episkopat polski; biskupi wystosowali do wiernych orędzie: „Szatan pychy  i samolubstwa  opanował serca jednostek; prywata i osobiste korzyści wynoszą się ponad dobro ogólne; cele partyjne godzą często w podstawowe cele rządu i państwa. Zgasł pokój, zamarła miłość, panuje  upór, zawziętość i nienawiść...” Powtórzmy, gdyż ta opinia odnosi się również do współczesnej Polski: „panuje upór, zawziętość i nienawiść”. I nikt, o ile wiem, publicznie nie zarzucał wtedy Kościołowi wtrącania się do polityki. Nasi dziadowie i pradziadowie nie byli jeszcze tak jak dziś otumanieni szeroko rozlaną propagandą zwalczającą wpływy religii chrześcijańskiej na społeczeństwa. Rozumieli, że głos biskupów nie był ingerowaniem w politykę, natomiast piętnowaniem niemoralności w polityce, w życiu publicznym. A takie przecież takie jest od wieków powołanie Kościoła. 

A jednak 10 maja 1926 r. maja prezydent RP Stanisław Wojciechowski przyjaciel  Piłsudskiego z czasów, kiedy razem konspiracyjnie wydawali w Łodzi przy ul. Wschodniej pepeesowskiego „Robotnika” (ciekaw jestem, czy na murze tamtej kamienicy jest tablica pamiątkowa) powierzył Wincentemu Witosowi misję utworzenia rządu – niemal identycznego jak poprzednio. Piłsudski, od 1923 r. z własnego wyboru samotnik w Sulejówku, utrzymujący się i rodzinę wyłącznie z honorariów za książki i artykuły, znów przestraszył się perspektywą przyszłości. 10 maja tegoż roku udzielił wywiadu „Kurierowi Porannemu”, najbardziej bodaj popularnej w Dwudziestoleciu gazecie codziennej. Mówił już niemetaforycznie, bez ogródek: „Wraz z takim rządem idą przekupstwa wewnętrzne i nadużycia rządowej władzy dla partyjnych i prywatnych interesów”. Jednak najtragiczniejsze wówczas było to, że z polecenia premiera Witosa skonfiskowano cały nakład tego numeru i opinia Piłsudskiego nie dotarła do świadomości społeczeństwa, które i tak w większości podobnie odczuwało degrengoladę rządzących. Za to Polacy w 1928 r. usłyszeli wieszczbę Marszałka: „Gdy umrę, wróci okradanie Polski i rządy partyjne”. Przepowiednia spełniała się rzeczywiście do 25 października 2015 r. (z przerwą wojenno-okupacyjną).

Przewrót majowy, który w istocie rzeczy był zamachem stanu wymierzonym przeciwko legalnej, konstytucyjnej władzy, sprowokowało nie tylko zagrożenie wobec porządku demokratycznego państwa i jego stabilnego rozwoju, ale również butne słowa premiera Witosa wypisane 9 maja na łamach  „Nowego Kuriera Polskiego”, opanowanego przez endecję: „Niechże wreszcie marszałek Piłsudski wyjdzie z ukrycia, niech stworzy rząd (...). Jeśli tego nie zrobi, będzie się musiało mieć wrażenie, że nie zależy mu naprawdę, na uporządkowaniu stosunków w państwie  (...).  Mówią, że Piłsudski ma za sobą wojsko, jeśli tak, niech bierze władzę siłą”. No to Marszałek „wyszedł z ukrycia”, pokazał, że „zależy mu na uporządkowaniu stosunków w państwie”, że „ma za sobą wojsko”. Jedynie nie wziął władzy siłą, bo czego Witos i doń podobni nie byli w stanie zrozumieć, nie na władzy mu zależało...

Postanowił porozumieć się z prezydentem. Wiedział, że rozmowa będzie trudna, zdecydował się więc na manifestację swej determinacji uzdrowienia Polski. Przed południem 12 maja wjechał do śródmieścia Warszawy z oddziałami wojska stacjonującego w Rembertowie. Otoczony przez wiernych oficerów wszedł na Most Poniatowskiego, gdzie czekał nań prezydent. O czym i jak rozmawiali obaj mężowie stanu, dawni przyjaciele, nikt nie wie, jedynie legendy głoszą, że konwersacja była  nadzwyczaj konkretna i krótka, np.: gdy prezydent rezonował, Marszałek miał przerwać: „cicho, ty stara świeco, ja cię zapaliłem i ja cię zgaszę”. Byłyby to aluzje do wzrostu i postury Wojciechowskiego oraz do ich wspólnej ongiś pracy w PPS.

Prezydent nie był skłonny do żadnych kompromisów, powoływał się nieustannie na obowiązek obrony ładu konstytucyjnego. Wystarczy zamienić tu słowo „ładu” na „trybunału” i mamy retorykę dzisiejszych kontestatorów rządu PiS, pełnych „uporu, zawziętość i nienawiści”, jak w przytoczonym powyżej orędziu biskupi charakteryzowali postawę polityków szkodzących racji stanu Rzeczypospolitej

Nie wiadomo na pewno, kto pierwszy z czyjego rozkazu otworzył ogień, wielu historyków twierdzi jednak, że strona rządowa reprezentowana na Moście Poniatowskiego przez prezydenta. Walki uliczne trwały do 14 maja, kiedy Piłsudski zajął Belweder opuszczony przez prezydenta. PPS ogłosiła strajk generalny, a w Wielkopolsce nie dopuściła do przewozu koleją oddziałów wojskowych wysłanych na pomoc rządowi. Zginęło 379 osób, w tym niewspółmierna większość cywilów, którzy z okien, balkonów i bram przyglądali się potyczkom, niepomni, że pociski z rykoszetu też zabijają. W kilku miejscach Warszawy cywile pobili i mocno poturbowali żołnierzy oddziałów rządowych. 22 maja Piłsudski wydał rozkaz do żołnierzy, pisał w nim m. in.: „Gdy bracia się waśnią (...) waśń ich (...) silniejsza jest nad inne. Daliśmy temu wyraz przed paru dniami, gdy w stolicy stoczyliśmy między sobą kilkudniowe walki (...). Niech Bóg nad grzechami litościwy nam odpuści i  rękę karzącą odwróci, a my stańmy do naszej pracy, która ziemię naszą wzmacnia i odradza”. 

31 maja 1926 r. Zgromadzenie Narodowe zalegalizowało zamach majowy i wybrało Piłsudskiego na prezydenta RP, on jednak tej godności nie przyjął. Natomiast zachował do końca życia najwyższe zwierzchnictwo nad wojskiem;  przez pewien czas był też premierem.

Historyk amerykański, Joseph Rothschild, opublikował w 1966 r. rzetelne, poprzedzone gruntownymi badaniami i wsparte na solidnym materiale faktograficznym, studium o przewrocie  majowym, zwieńczone konkluzją, że niezależnie od oceny metod działania Piłsudskiego „trzeba  mu sprawiedliwie oddać to, że dziś pojęcie Europy bez państwa polskiego jest już nie do pomyślenia”. Nie jedynie dlatego, że Marszałek odegrał główną rolę w przywracaniu Polsce niepodległości po I wojnie światowej, ale też i dlatego, że w 1920 r. wygrywał wojnę z Rosją oraz nie dopuścił w 1926 r. do destrukcji państwa.

Niektórzy powiadają jednak, że przewrót majowy przemienił ustrój demokratyczny w dyktaturę. Niedawno zmarły profesor Zbigniew Wójcik w „Józef Piłsudski 1867-1935” (bez roku wydania) uznał, że zamach stanu Piłsudskiego był jedynym na świecie przewrotem wojskowym, kiedy zwycięska soldateska zachowała wszystkie demokratyczne instytucje państwa: „działały opozycyjne partie polityczne (...) istniał pluralistyczny parlament (...) ukazywała się opozycyjna prasa. Natomiast rządy (Piłsudskiego) były autorytarne, o zasadniczych sprawach decydowała jego wola. Niewątpliwie zdawał sobie sprawę z nietrwałości i niebezpieczeństwa tego systemu rządów, dlatego jednym z celów, jaki postawił  przed sobą, była zmiana konstytucji”. Zdążył ją podpisać w kwietniu, tuż przed śmiercią 12 maja 1935 r. (Zauważymy – zmarł po dziewięciu latach od zamachu, tego samego dnia i miesiąca).

Może i my doczekamy się rychło zmiany konstytucji, która przekształci Polskę „okrągłostołową” w pełni suwerenną wewnętrznie i zewnętrznie, silną, godną IV Rzeczpospolitą; wtedy eksperyment z III Rzecząpospolitą wpiszemy do brulionu...      

Jacek Wegner  

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl