Koledzy po fachu protestują przeciwko zapowiedzianymi przez Kancelarię Sejmu wytycznymi, jak ubrani powinni przychodzić do parlamentu dziennikarze. Moim zdaniem, reguły dotyczące tzw. dress code’u są niezbędne, bo zwłaszcza fotoreporterzy dawno zapomnieli, co to znaczy schludny czy elegancki strój.

 Moja mama na widok dziennikarzy paradujących po sejmowych korytarzach w krótkich gaciach lub trzeciej świeżości spodniach od dresu wykrzyknęłaby: „Wyglądasz jak ósme dziecko dozorcy!” Tyle że wielu przedstawicieli mediów naprawdę uważa, że „w branży odzieżowej” wszystko im wolno, zatem koszulka na ramiączkach ukazująca owłosioną pierś czy zwały tłuszczu nadaje się na międzynarodową konferencję, sejmowe seminarium czy wywiad w gabinecie ministra. Czasy, gdy nosiło się dżinsowe koszule lub rozciągnięte swetry to już zamierzchła przeszłość. Dziś w dziedzinie „medialnej mody” jest znacznie gorzej.

 Niedawno wstyd mi było za przedstawiciela tej samej profesji, gdy ten – w jaskrawych, sfatygowanych tenisówkach i dresowych spodniach z krokiem na wysokości kolan paradował w trakcie konferencji w Krakowie przed nosem wiceszefa NATO i innych bardzo eleganckich gości. Ów fotoreporter miał też tłuste, długie włosy i sprawiał wrażenie, jakby przed chwilą wyszedł z siłowni i nie zdążył wejść pod prysznic. Rzecz jasna, nie czuł się skrępowany.

 Inna scenka, także z Krakowa - oficjalna konferencja, poświęcona przygotowaniom do Światowych Dni Młodzieży. Na sali duchowni, politycy, ministrowie. A za kamerą „modna” dama w stroju kojarzącym się z przedwojenną ukraińską dojarką z czworaków po całodniowej harówce. Przeźroczysta, pognieciona koszula z bardzo głębokim dekoltem; równie wymięte spodnie poniżej. Fryzura z cyklu: „czeszę się raz w tygodniu”. Pewnie oburzyłaby się, gdyby usłyszała, że przygotowywane teraz wytyczne dla kobiet to noszenie „marynarek ze spódnicą lub spodniami, bluzek i sukienek”, a dla mężczyzn - „marynarki, spodnie i garnitury”. Wszystkie stroje w stonowanych kolorach.

 Byłabym skłonna podzielić wątpliwości dźwigających czasem kilogramy sprzętu reporterów co do proponowanych reguł stroju, gdyby nie to, że część przedstawicieli mediów dawno zapomniała, że można się ubrać i wygodnie, i schludnie. Paradowanie w rozciągniętych gaciach w niezidentyfikowanym kolorze to nie zawodowa konieczność, to niechlujstwo i żenada. Choć jedna porządna koszula i dyżurna luźna marynarka przydałaby się każdemu dziennikarzowi. Mówienie o tym, że pewna nonszalancja reprezentacji mediów w Sejmie to już tradycja (Piotr Semka) byłoby do przyjęcia, gdyby o jakiś luz z pewną klasą chodziło. Tymczasem coraz częściej jest to strój przywdziany w myśl reguły: „ubrałem się w com tam miał”. A że mam tylko dres i wściekle pomarańczową koszulkę z dekoltem do pępka...

 Zgadzam się natomiast z wątpliwościami Jacka Czarneckiego z Radia Zet, który docieka, czy podobne zasady będą obowiązywały także posłów. I oni bowiem czasem na mównicę sejmową wychodzą w stroju mocno niedbałym. Parlamentarzyści też powinni dress code stosować. Bo i oni nie zawsze świecą dobrym przykładem. Nic dziwnego, nie wynosimy wiedzy o elegancji ze szkoły, niektórzy nie wynoszą jej z domów, nie mają więc oporów, by wybrać raczej przetarty T-shirt niż krawat i garnitur.

 Pewnie, świat się od tego nie zawali, a głosowanie w Sejmie nie zostanie odwołane. Czy jednak przyzwoite odzienie na pewno tak mocno gryzie lub doskwiera? Naprawdę, wiele medialnych i politycznych kształtów lepiej prezentuje się w eleganckim opakowaniu. A ci, którzy tak mocno cierpią z racji sugerowanych stonowanych kolorów i dobrze skrojonych ubrań, powinni może kręcić przebitki czy przeprowadzać wywiady na bazarze, a nie w parlamencie. Bo widzowie też lubią popatrzeć na dobrze ubranych ludzi. Inaczej się ich ogląda i słucha.

 Ewa Łosińska

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl