Nareszcie wrzawa medialna, ale lepiej, żeby wywołały ją mniej ważne niedbalstwa naszego rządu niż te, które ujawniły obchody siedemdziesiątej rocznicy „wyzwolenia” obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu-Brzezince.

Użyłem cudzysłowu, gdyż garstki ocalałych więźniów (pozostałych Niemcy pod ścisła strażą prowadzili pieszo na mrozie dziesiątki kilometrów) nikt nie wyzwolił - po prostu oprawcy porzucili obóz, do którego „triumfalnie” wkroczyli żołnierze Armii Czerwonej. A co mieli robić, skoro znajdował się na ich bojowej trasie? Nie było żadnych walk ani o miasto, ani o obóz. W moim poczuciu językowym wyzwala się kogoś lub coś uwięzionego, pozbawionego osobistej, społecznej, narodowej, grupowej wolności. Pozostawione na pastwę losu, cudem ocalone ofiary niemieckiego ludobójstwa, były wolne w sensie fizycznym. Potrzebowały nie wolności, a opieki.

W każdym razie były to wydarzenia., które na pewno zasługują na pamięć wolnego świata i przekazywania jej następnym pokoleniom. I temu miała służyć styczniowa uroczystość w byłym Auschwitz-Birkenau. Dlatego nie było na niej oficjalnych reprezentantów Rosji – bo ona nie należy do wolnego świata. I za taką dyplomatyczną formułę zaproszenia Putina, że wykluczała jego obecność – chwała rządowi RP.

Lecz poza tym uroczystość była skandaliczna. Toteż media wyrażały oburzenie, że władza nie zaprosiła we właściwym czasie i formie rodziny rotmistrza Witolda Pileckiego. Mariusz Cieślik dorzucił jeszcze („Rzeczpospolita” 30 stycznia) kilka kamieni do owego skandalicznie - z rozmysłem? - przygotowanego ogródka. Że potomkowie Żydów włoskich chodzili nocą po obozie, aresztowała ich policja pod zarzutem… włamania. Media zagraniczne z właściwą sobie złośliwą otwartości rozpowszechniły wiadomość o tym incydencie. Dowiadujemy się też od Cieślika, że przedstawicielom Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce nie pozwolono wziąć udziału w uroczystościach i trzymano ich siedem godzin na mrozie. Dlaczego? Kto powinien publicznie się wytłumaczyć i przeprosić poszkodowanych? Arogancja naszego rządu i przedstawicieli wszystkich jego instytucji, jest identyczna jak w PRL. Platforma Obywatelska bez żadnych zmian przejęła tę cechę.

Niejedną zresztą z tamtych czasów. Nie było w wypowiedziach wysokich reprezentantów najmniejszej wzmianki, refleksji bodaj najkrótszej, jak błysk flesza, że w piekle oświęcimskim ujawniło się piękno duszy polskiej. O. Maksymilian Kolbe uratował w tym infernie człowieczeństwo udowadniając, że jest ono wyższe od materii, bo dosięga Transcendencji. Stał się, a niewielu takich świętych, naśladowcą w ścisłym tego słowa znaczeniu Twórcy naszej kultury – jak On oddał w męce życie za drugiego, nieznanego mu bliźniego.

O tym czynie o. Kolbego niemało napisano już w naszej literaturze i publicystyce. Jeden ze znanych mi najszlachetniejszych pisarzy, pierwszy prezes Związku Literatów Polskich wyzwalającego się z okowów dyktatury peerelowskiej, Jan Józef Szczepański napisał przepięknie, że w tyglu męczeństwa narodów i ras wypalił się antysemityzm ojca Kolbego. Napisał też o tym świętym czasów pogardy książkę nasz kolega, nestor reportażu polskiego, wielokrotnie nagradzany za swe dokonania. Ta książka Krzysztofa Kąkolewskiego o. Kolbem powinna być systemicznie wznawiana. Otwiera się tu pole do działania zarządu głównego naszego stowarzyszenia który mógłby chyba bez trudu znaleźć na to środki.

Każdy z establishmentu obecny na uroczystościach mógł łatwo dotrzeć do informacji o świętym męczenniku oświęcimskim i chociażby w dwóch trzech zdaniach wspomnieć o nim na tym międzynarodowym forum. Ale paraliżował ich strach przed narażeniem się na zarzut, że polski katolicyzm instrumentalizacje martyrologię milionów. Wszak w oficjalnych wypowiedziach, jak zawsze przy podobnych okazjach, akcent był położony na cierpienia Żydów, bo światowa opinia publiczna ignoruje fakt, że obóz został wybudowany w 1940 r., dla eksterminacji i niewolniczej pracy Polaków. Ginęli tam później ludzie różnych narodowości i różnego pochodzenia etnicznego, owszem na pewno najwięcej Żydów w myśl tzw. planu ostatecznego rozwiązania. Ale obok nich Cyganie, którzy też mieli być wytępieni, a chwilowo w obozie przygrywali idącym do komór gazowych, i Polacy, których naród miał się przekształcić w zbiorowisko niewolników pracujących dla übermenschów.

Wątek polsko-katolicki nie był wydobyty na światło dzienne. A okazja była sposobna – wobec wielu dostojnych Żydów czyż nie trzeba było najwyższym reprezentantom państwa polskiego zwięźle, acz dobitnie wypowiedzieć, że w Oświęcimiu byli więzieni polscy pisarz katoliccy, m. in. Zofia Kossak-Szczucka czy Seweryna Szmaglewska. Ostatnia z wymienionych opublikowała w 1946 r., kiedy cenzura jeszcze niecałkiem skowała wolne słowo, wspomnienia „Dymy nad Birkenau”. Natomiast Kossak-Szczucka już w 1945 r. wydała wspomnienia „Z otchłani”, jakby dalekie echo dantejskiego Piekła. Z obu książek jasno wynika, że dla autorek, jak i innych katolików więźniów, wiara dawała siły moralne przetrwania, chroniła przed rzuceniem się na druty pod napięciem. I nasi państwowi reprezentanci powinni w tym szacownym międzynarodowym gremium uwydatnić, że Kossak-Szczucka, przedwojenna antysemitka, podczas okupacji stworzyła i współkierowała tajną organizacją podległą Państwu Podziemnemu i dowództwu Armii Krajowej, której jedynym celem było ratowanie współbraci Żydów przed niemieckim oszalałym bestialstwem.

Nieeksponowanie tych faktów historycznych i moralnych wobec społeczności międzynarodowej czczącej pamięć pomordowanych w największym pośród krajów okupowanych obozie niemieckim to kolejny skandal. Właśnie przykład politycznego rozgrywania martyrologii. No bo co by powiedzieli zwolennicy tzw. poprawności politycznej, epigoni do cna zbankrutowanego marksizmu? Mogliby być zbulwersowani, że to jednak nie katolicyzm i nie Polacy są winni zbrodni popełnionych przez Niemców i wskutek tego uczucia krzywo patrzeć na swych kolegów politycznych z polskiego establishmentu.

Publicysta „Rzeczpospolitej” kończy swój tekst taką informacją, że aż skóra cierpnie: ”Nie zdziwmy się więc, kiedy przy okazji kolejnej okrągłej rocznicy publikacji takich jak ta w austriackim piśmie „Heute” (…), których autorzy domagają się uznania przez Polskę odpowiedzialności za holocaust będzie więcej”.

Jak wreszcie położyć kres, a przynamniej znacząco zmniejszyć liczbę zachodnich enuncjacji medialnych uwłaczających prawdzie i naszej godności? Na to wpływ mają nade wszystko sprawne rządy naszego państwa. Czy społeczeństwo dorosło już do właściwych wyborów?

Jacek Wegner

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl