Ledwo SLD ogłosiło, że jego kandydatką w wyborach na prezydenta RP będzie Magdalena Ogórek, i już się zaczęło! Stek wyzwisk, kpin, insynuacji i oszczerstw wobec kandydatki. Więc złudzeń nie mam: będzie to najbrudniejsza kampania wyborcza od 1989 roku. Letarg był tymczasowy, od kilku dni media się ożywiły, a wkrótce emocje sięgną zenitu.
Tygodnik – tabloid „Wprost” pierwszy wyprężył pierś po order dociekliwości. Dziennikarka Izabela Smolińska smoli duby o rzekomym romansie Bartosza Węglarczyka z Magdaleną Ogórek – sugeruje (insynuuje?) w tekście „Doktor paprotka”, że „piękną panią historyk do redakcji wciągnął” (redakcji „Dzień dobry” TVN) wicenaczelny „Rzeczpospolitej”. Węglarczyk uznał, że zrobiono z niego „alfonsa”, załatwiającego pracę za seks, i napisał na Facebooku list otwarty do naczelnego „Wprost” Sylwestra Latkowskiego, a ten go za tekst swojej dziennikarki przeprosił. Artykuł Smolińskiej przypomniał atmosferę magla, pełną niedomowień, podtekstów i zwrotów typu „nieoficjalnie mówi się”, „mówiło się również”, itp. Pamiętam artykuł – też powołujący się na źródła nieoficjalne – o romansie ojca braci Kaczyńskich. Metoda podobna: ochlapać błotem kogoś, kto nie może się bronić lub do kogo autor lub autorka nie zwróci się z prośbą o komentarz, bo albo ta osoba już nie żyje, albo na stronnicze i tendencyjne pytanie odpowiadać nie będzie chciała.
Stosując tę metodę, można by zapytać redaktorów „Wprost”: kto im kazał, kto im zlecił oczernianie kandydatki SLD? Kto się boi kandydatki lewicy? A może, po prostu, jako osobie niedoświadczonej na scenie politycznej, tabloid chce jej uświadomić reguły medialnej gry? Bo gra jest stara jak świat: zniszczyć politycznego przeciwnika za pomocą paszkwilu. Kiedyś w ten sposób unicestwiono szanse wyborcze Włodzimierza Cimoszewicza, wyciągając przeciwko niemu fałszywych świadków i fałszywe dokumenty. Teraz przypomina się romanse kandydatki, imputuje, że karierę naukową, aktorską i dziennikarską zrobiła przez łóżko, opluwa bo za ładna, za młoda i zbyt mądra. Jakiś bęcwał w Internecie pisze o jej odwiedzinach w kilku pokojach poselskich. Ukrywając się za maską anonima bezkarnie szkaluje dobre imię doktor historii nazwanej przez zarozumiałego profesora politologii „panienką”.
To wszystko pokazuje tradycyjne polskie piekiełko, zmaskulinizowaną stereotypizację, polegającą na braku wiary w to, że kobieta sama bez pomocy mężczyzn może osiągnąć sukces zawodowy lub zrobić polityczną karierę. Ciekawe, że w zdolności kobiet często nie mogą uwierzyć same kobiety (vide: redaktor Smolińska z „Wprost”!). A jednak, 6 – procentowe poparcie dla, jeszcze tydzień temu mało znanej polityczki, poparcie przewyższające notowania Palikota i Korwin-Mikkego, zaniepokoiły polityków, i stąd ta cała kampania obciachowego (dla jej autorów) obrażania. Zagrożony powinien poczuć się szczególnie, skądinąd sympatyczny kandydat PiS, Andrzej Duda, dość często nierozpoznawalny i mylony z Piotrem Dudą (teraz, po groźbie skierowanej pod adresem posłów, notowania tego ostatniego powinny wzrosnąć). A swoją drogą dziwi mnie polityka kadrowo-wyborcza Prawa i Sprawiedliwości. W Łodzi w wyborach na prezydenta miasta PiS wystawił mało znaną kandydatkę i sromotnie przegrał. Szykuje się powtórka tego zjawiska w kolejnych wyborach, bo jedynym kandydatem tej partii, który miałby szanse w walce o fotel prezydenta jest Jarosław Kaczyński, ale widocznie uznał, że nie chce pilnować żyrandola. I tak pewnie na kolejne lata pozostaniemy z miłościwie nam panującym obecnym prezydentem, którego największym osiągnięciem jest umiejętność werbalnego popierania wszystkich, którzy tego od niego oczekują.
Może więc dobrze, że Magdalena Ogórek wniesie trochę świeżego powiewu do tego skostniałego już układu. O tym, że mainstream boi się zakłócenia dwubiegunowości polskiej sceny politycznej, świadczą już pierwsze reakcje mediów. Zaczęło się, a będzie jeszcze i straszniej, i śmieszniej.
Marek Palczewski
15 stycznia 2015