Między nami dziennikarzami
Podobno działa w Polsce ponad 3000 dziennikarzy „regularnych”, liczba „wolnych lanc” jest chyba nie do ustalenia. Z tym, że te „wolne lance” odgrywają często w świecie mediów stokroć ważniejszą rolę, niż ci drudzy. Dlaczego? A no dlatego, że ci drudzy to „dziennikarze” uwieszeni zazwyczaj u różnych „pańskich klamek”: rządowych, biznesowych, korporacyjnych i innych. I to w takim razie już nie są dziennikarze, a – jak to się drzewiej mawiało – „pracownicy frontu ideologicznego”, czyli normalni płatni propagandziści. Te „wolne lance” zaś – spełniają swe dziennikarskie obowiązki, często wbrew wszystkiemu i wszystkim. I ratują honor zawodu.
Kilkakroć wspominałem już w tym miejscu, że dziennikarz to zawód i trudny i niebezpieczny. Że trudny – widać po efektach medialnych: manipulowani, straszeni, kuszeni, ogłupiani „dziennikarze” dają w efekcie „produkty”, na jakich zależy Mecenasowi. Zawodową niezależność pozostawili (umieścili) na swych bankowych kontach, które jak pęcznieją, wszystko jest OK, a nawet OKI. Ale jak nie pęcznieją…
I tu miejsce na napisane wyżej słowo „niebezpieczny”. Dziennikarz – zawód niebezpieczny. Zagrożenia czyhają liczne. Np. bieda. Albo robisz, co ci każą, albo biedujesz. „Niezależne” (czytaj często: niszowe) media albo nie płacą albo płacą tak skromnie, że jakby nie płacili w ogóle. Toteż jak popadniesz w niełaskę mainstreamu, biada ci (bieda ci…). Idźmy dalej. Ostracyzm, czyli samotność. Wypadłeś z obiegu – i już nie masz z kim pogadać, napić się piwa, nie ma zaproszeń na „imprezki”, panienki czują, że (jak to się mówi w chińskiej mafii) „mój szanowny przyjaciel używa mydła o nieco gorszym zapachu”. Jesteś więc sam. I dalej – konsekwencją samotności może być to, że w efekcie trafi się „do czubków”, w najlepszym razie na odwyk antyalkoholowy.
O najcięższej konsekwencji, mogącej spaść na niepokornego, a dociekliwego dziennikarza, mówić trochę strach. Użyję więc zwrotu, który Wojciech Sumliński cytuje kilkakroć w swej świetnej „Lobotomii 3.0”. Jeden z jego rozmówców, były esbek, powiedział mu: „Uważaj, po drogach jeżdżą ciężarówki ze żwirem”.
Jak się więc nie dziwić, że te tysięczne tłumy dziennikarzy „regularnych” wybierają „pańską klamkę” i grzecznie mówią i piszą to, co im się każe?
A kiedy trzeba – milczą?
Tak milczeli, gdy ochwacony prostak Jerzy Owsiak k a z a ł (!!!) usunąć z „orkiestrowej” konferencji prasowej red. Michała Rachonia z TV Republika, bo domagał się od Owsiaka odpowiedzi, dlaczego nie udostępnia władzom skarbowym dokumentów finansowych WOŚP. Kilku osiłków wzięło się chętnie do roboty i Rachoń wylądował za drzwiami. Dobra robota! Możemy kontynuować, koledzy dziennikarze…
A „koledzy dziennikarze” milczeli. Zapewne cieszyli się, że to nie za nich wzięli się goryle Owsiaka. Jeszcze tym razem nie… I trzeba się starać, żeby do czegoś takiego nigdy nie doszło! W końcu – jaki sens kopać się z koniem? Taki już jest ten świat – pan każe sługa musi. Wśród dziennikarzy telewizyjnych krąży nawet bardziej oddające istotę ich „pracy” powiedzonko: „pan każe – ja łażę”.
Więc łażą.
Ale czy goląc się patrzą choć przez chwilę w lustro? Czy może postanowili pozapuszczać brody?