Nagrody miesięcznika Press zostały przyznane po raz 18. Szczerze powiem: mam zmieszane uczucia, bo wielu zasłużyło, wszystkim gratuluję, ale pewien niesmak pozostaje.
Za news roku uznana została afera podsłuchowa. Tak, wzbudziła najwięcej emocji i komentarzy. Nadano jej największy medialny rozgłos, świetnie rozegrano ją piarowsko. Ale jej skutek był w sumie dość mizerny, władza ucierpiała nieszczególnie. Fakt, że materiał został do redakcji WPROST dostarczony, a nie zdobyty przez nią, podminowuje sens uznania, że był to news własny, ale cóż, widać na tym dziś polega dziennikarstwo, żeby umiejętnie wyzyskać to, co ktoś nam podrzuci. Nie krytykuję, tylko się smucę.
W dziedzinie dziennikarstwa śledczego wygrał reportaż Kittela i Jabrzyka z TVN w kooperacji z czeskim reporterem Janem Kroupą o przemycie broni dla prorosyjskich separatystów. Reportaż oparty na prowokacji, na działaniu przykrywkowym. Nagrodzeni dziennikarze nie raz udowodnili, że potrafią posługiwać się tą metodą. Temat ważny, a mimo to żałuję, że nie znalazł uznania materiał o uboju rytualnym, przygotowany przez Endy’ego Gęsinę Torresa dla programu „Po Prostu” Tomasza Sekielskiego. W ogóle sądzę, że to temu programowi należał się bukiet nagród w tej dyscyplinie – za Ukrainę i za całokształt (Sekielski dostał nagrodę za reportaż telewizyjny).
Ujęła mnie swą wypowiedzią autorka najlepszego reportażu prasowego Anna Śmigulec (nagroda za reportaż „Głupia sprawa” – rzecz o niewinnie skazanym na 12 lat więzienia, wcześniej zrelacjonowana przez TV Polsat), która stwierdziła, że może teraz, po otrzymaniu kolejnej nagrody, ktoś ją zatrudni na stałe, bo nadal jest freelancerem. Głos wołającej na gali, bo polskie media dla wielu – mimo ich osiągnięć – są nie do zdobycia. Nawiasem mówiąc, Śmigulec została przedstawiona pod szyldem Gazeta Wyborcza – Duży Format.
W kategorii publicystyki zwyciężyła Elżbieta Sidi za tekst „Serdecznie witamy w Auschwitz” – tekst znaczący, bo pokazujący jak łatwo przerobić przybywających do Polski młodych Żydów na ludzi uznających Polaków za antysemitów. Na naszym portalu rozmawia z nią Wiesław Łuka
Dla mnie jednak najgłośniejszym tekstem publicystycznym był „Jestem Polakiem, pomagam Ukrainie” Bronisława Wildsteina, w którym autor rozprawił się z absurdalnymi i szkodliwymi dla polskich racji argumentami Waldemara Łysiaka. Już sobie wyobrażałem scenę, w której Jacek Żakowski wręcza nagrodę Bronisławowi Wildsteinowi. Scena pozostała w moim umyśle.
Nie będę komentował tytułu Dziennikarza Roku 2014 przyznanego drogą plebiscytu przez 72 redakcje Piotrowi Andrusieczko, korespondentowi Gazety Wyborczej z Ukrainy. Nie będę komentował, bo jest to suma punktów uzbierana z głosowań wielu redakcji, a po drugie, uważam tę kategorię (w plebiscycie ogólnopolskim) za niezbyt fortunną, no bo jakimi kryteriami przy wyborze się kierować? Kto zna te kryteria, czy są spójne, czy wszystkie redakcje stosują te same, itd. Za dużo wątpliwości przy zbyt wielkiej odpowiedzialności za ten tytuł.
Rzuciło mi się w oczy, że ponad połowę nagród zdobyli dziennikarze Gazety Wyborczej lub z nią związani. Ponadto był nagrodzony TVN, Wprost, Dziennik Zachodni, czy Polskie Radio. Gazeta Wyborcza dostała też nagrodę w kategorii 25 – lecia. Słowem festiwal Wyborczej, przy niemal całkowitej nieobecności prasy centrowej i prawicowej. Gdzie są w tym rankingu dziennikarze Rzeczpospolitej czy Do Rzeczy (red. nacz. Paweł Lisicki był w jury)? Może byłoby dla nich lepiej w ogóle nie brać udziału w tym konkursie, w którym stanowiły przysłowiowy kwiatek do kożucha?
Mamy oto do czynienia z konkursem dla części środowiska dziennikarskiego. Za kilka tygodni nastąpi rozstrzygnięcie drugiego konkursu – tym razem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Na pewno nagrody otrzymają ci, których zabrakło na gali PRESS.
Marek Palczewski
12 grudnia 2014 roku