Nazwiska autorów, a nie tytuły gazet czy czasopism, mają dziś przyciągać czytelnika. Taką opinię wyczytałem w najnowszym PRESS-ie, wcześniej w Nowych Mediach wypowiedział ją Eryk Mistewicz. Na Twitterze ogniska dyskusji i informacji skupiają się wokół liderów opinii, a są nimi znani dziennikarze i publicyści. Mistewicz prorokował, że wkrótce będzie to grupa licząca niewiele więcej niż 10 osób. W artykule o informacyjnych Siri – mistrzach narracji -wymienił ledwie 18 nazwisk!
(http://erykmistewicz.pl/media/nowe-media/czas-informacyjnych-siri-nowe-media/).
Czy aby na pewno tak będzie? Do przyszłości dziennikarzy i dziennikarstwa odnieśli się w swoich felietonach, opublikowanych na tym portalu, Jadwiga Chmielowska i Jacek Wegner.
Jacek Wegner ogłosił kasandrycznie, że nasi następcy powinni szukać innego zawodu, bo przeciętny zjadacz chleba bardziej ufa opiniom i wiadomościom wyrażonym anonimowo w Internecie niż informacjom i opiniom dziennikarzy. Za kilkadziesiąt lat dziennikarze nie będą już nikomu potrzebni, bo internauci chcą czerpać wiedzę o świecie nie wysilając się, i dodajmy – za darmo. Winni są więc odbiorcy, ale autor nie jest sam co do tego przekonany, albowiem w ostatnim akapicie stwierdza, że może jednak to my dziennikarze nie umiemy przyciągnąć uwagi odbiorców (http://sdp.pl/opinie/10534,kres-zawodu,1416906491).
Chmielowska, która polemizuje z Jackiem Wegnerem, uważa że dziś główną przyczyną upadku zawodu dziennikarza jest służalczość wobec władzy – służalczość, która zastąpiła misję. Według niej dziennikarz powinien służyć prawdzie. Autorka jest przekonana, że reportaż i felieton przetrwa w mediach społecznych (innych niż publiczne i komercyjne), i że następuje przełamywanie monopolu w mediach na korzyść tych pierwszych. (http://sdp.pl/felietony/10564,jadwiga-chmielowska-dziennikarz-musi-sluzyc-prawdzie,1417411078).
W każdej wypowiedzi można znaleźć jądro prawdy, dlatego nie odrzucając całkowicie interpretacji moich rozmówców, zaproponuję swoją diagnozę obecnej sytuacji.
Eryka Mistewicza cenię jako gorącego propagatora nowych mediów, a w szczególności Twittera. Nie wierzę jednak w jego tezę o monopolu informacyjno-opinodawczym wyselekcjonowanych przez Autora dziennikarzy. Opinia publiczna jest zbyt podzielona, posegmentowana i zdefragmentowana, czyli mówiąc wprost zbyt rozproszona, żeby zaczytywano się ot tak po prostu wyłącznie w tekstach kilkunastu dziennikarzy, odrzucając całą resztę. Gdyby Eryk Mistewicz spojrzał poza Twittera, to musiałby przyznać, że młodych ludzi w Polsce mało obchodzi Twitter, a długie godziny spędzają na czatach i na Facebooku (FB ma 10 razy więcej użytkowników w Polsce niż Twitter i nie jest ważne, że Twitter tworzy obieg oficjalnej opinii, albowiem młodzi ludzie w tym obiegu nie uczestniczą; jest to obieg raczej dla „medialnie wtajemniczonych”). Monopolu, o którym pisze Mistewicz, nie będzie choćby z tego powodu, że społeczeństwo nowych mediów działa przeciwko takiemu monopolowi i likwiduje koncepcję monopolizującego władzę i informację centrum.
Nie podzielam też pesymizmu Jacka Wegnera; dziennikarstwo jest jedną z najdłużej istniejących profesji (obok polityki czy prostytucji – może kogoś ta uwaga zgorszyć, ale to prawda) i nic – według mnie – nie wskazuje, żeby miało całkowicie zaniknąć. Co najwyżej, zmieni się jego rola: będzie coraz więcej informacji, które wymagać będą selekcji, objaśnień, fachowców z wiedzą umiejących plasować je w złożonych kontekstach. Tego zwykły zjadacz chleba nie zrobi, bo nie będzie miał ani kompetencji, ani czasu, ani pieniędzy, a przecież – pamiętajmy - przeciętny internauta woli gazety (i informacje) mieć za darmo, tak jak dziś, kiedy surfuje po Internecie. Obawiam się, że nie tyle dziennikarstwo zaniknie, co społeczeństwo podzieli się na tych światlejszych i bogatszych, którzy będą mieli dostęp do prawdziwej, bo zweryfikowanej informacji i mądrzejszej opinii za pełną opłatą, i na tych, którzy będą korzystać z darmowej, byle jakiej, bo nierzetelnej informacji oraz błahej i prostackiej opinii. Co więcej, już dziś trzeba obywateli wychowywać, by umieli czytać media, by nie dawali się oszukiwać i sobą manipulować. I to jest misja właśnie dla dziennikarzy, medioznawców i nauczycieli akademickich.
Jadwiga Chmielowska ma rację, kiedy twierdzi, że zdradza dziennikarz swoją misję, kiedy służy władzy. Ale zdradza ją również wtedy, kiedy służy opozycji. Dziennikarz powinien służyć społeczeństwu, demokracji, krzewić wartości obywatelskie. Tak rozumiem misję mediów obywatelskich. Ale, oczywiście, nie jestem ślepy, i widzę, że media komercyjne i te „służące” różnym panom dominują w krajobrazie medialny, albowiem pecunia non olet, bo przecież dziennikarz też człowiek i z czegoś musi żyć. Nie podzielam więc optymizmu Jadwigi Chmielowskiej, że następuje przełamywanie monopolu informacyjnego i opiniotwórczego w polskich mediach, że są media alternatywne o dużej sile, itd. To niestety, jest pół-prawda, bo te media są wciąż słabe, media obywatelskie w Polsce są na razie (bez obrazy) nie-dorozwinięte, niszowe i amatorskie. Wciąż 99 procent informacji i opinii ważnej w debacie publicznej kreują media profesjonalne, i wcale nie widzę możliwości zmiany tej sytuacji. Dlaczego? To szerszy problem polityczny i społeczny; grupy polityczne (partie, organizacje, itp.), grupy interesów, korporacje, reklamodawcy, itd., zainteresowani są w podtrzymywaniu scentralizowanego systemu polityczno-informacyjnego, sterowanego z Warszawy (w tej kategorii umieściłbym również media mające swe siedziby w Warszawie) przez polityków, instytucje i urzędy. W takiej rzeczywistości do przełamania monopolu może dojść tylko w wirtualnej rzeczywistości. I dochodzi, ale trzeba czasu i determinacji, żeby ten czynnik zmienił również naszą nie-wirtualną rzeczywistość.
Co nam więc zostaje? Jak zawsze, róbmy swoje: rzetelnie informujmy, przekonujmy, że dobro cenniejsze jest od zła, nie oszukujmy i nie krzywdźmy ludzi. Tej pracy wystarczy na tysiąclecia.
Marek Palczewski
4 grudnia 2014