„Zginął, bo był dziennikarzem” – taki napis widnieje na grobie Jarosława Ziętary, grobie, w którym nie ma jego ciała. Wznowione śledztwo w sprawie zabójstwa dziennikarza weszło w nową fazę. Dla jednych aresztowanie Aleksandra G. to spełnienie wieloletnich oczekiwań na przełom w sprawie, dla innych powód do sensacyjnych spekulacji.
Kilka dni temu „Gazeta Wyborcza” opublikowała artykuł Wojciecha Czuchnowskiego i Piotra Żytnickiego, w którym autorzy opisują szczegóły śledztwa ws. zabójstwa dziennikarza. Ziętara został zabity, ponieważ miał w 1992 roku informacje o wielkim przemycie alkoholu, za którym stał Aleksander G., biznesmen a później senator RP. O zleceniu przez Aleksandra G. zabójstwa dziennikarza miał poinformować prokuratorów obecny świadek incognito. Na podstawie tych zeznań biznesmen został aresztowany. Czuchnowski i Żytnicki piszą, że udało im się poznać najważniejsze ustalenia śledztwa. Nie piszą jak oraz kto im je przekazał. Chronią swoich informatorów, mają do tego prawo, bo to jest powinnością dziennikarza. Czy jednak nie rzucają nieuzasadnionych oskarżeń na osoby objęte śledztwem (np. na b. wiceszefa „Gazety Poznańskiej”) i czy nie utrudnią jego prowadzenia? A także, czy zbadali dokładnie motywy, dlaczego ktoś tak szczegółowo poinformował ich o dotychczasowych ustaleniach?
O tym, że na zabicie Ziętary było zlecenie domyślali się już prokuratorzy prowadzący śledztwa umarzane w 1995 i 1999 roku. Mówił również o tym, wielokrotnie, dziennikarz „Gazety Poznańskiej” Krzysztof Kaźmierczak. Teraz ich przypuszczenia mogą się potwierdzić, ale przecież pewności nie ma. Być może przeciek, którym posłużyła się „Wyborcza”, a który pochodzić może z Prokuratury Generalnej lub od adwokata Aleksandra G. (o czym mówili w formie przypuszczeń uczestnicy programu w TV Republika) ma na celu wywołanie określonych zachowań osób podejrzanych wciąż pozostających na wolności. Jaki był cel tego przecieku, dokładnie nie wiemy. Nie wiemy również, czy dziennikarze GW są świadomymi graczami w tej partii, czy może pionkami, za pomocą których ktoś gra swoją grę.
Zdaniem Krzysztofa Kaźmierczaka, od wielu lat prowadzącego walkę o wznowienie śledztwa, artykuł w GW zawiera szereg spekulacji i nie jest oparty na dokumentach. Zarazem – twierdzi Kaźmierczak - wskutek tej publikacji mogą ucierpieć osoby niewinne. Nie mnie oceniać, czy narusza ona prawo prasowe lub artykuły Kodeksu Karnego. Prawdopodobnie dziennikarze GW konsultowali tę sprawę ze swoimi prawnikami. Obawiam się czegoś innego: że ujawnienie informacji ze śledztwa, jakkolwiek z jednej strony pomoże opinii publicznej zrozumieć meandry sprawy, to z drugiej poinformuje potencjalnie podejrzanych, co na ich temat wie Prokuratura. Nie można jednak wykluczyć, że GW świadomie lub nie, współdziała z Prokuraturą w celu wywarcia presji na sprawcach lub w celu sprowokowania ich działań. Świadczyć by o tym mogła koincydencja wcześniejszych rozmów GW z G. i ujawnienie przez Prokuraturę rysopisu tajemniczego mężczyzny widywanego w towarzystwie „znanego biznesmena z Wielkopolski”. Tak czy inaczej, jeżeli tym razem „kontrolowany przeciek” doprowadzi do ponownego zawieszenia postępowania w sprawie zabójstwa Ziętary, to będziemy wiedzieć komu to „zawdzięczamy”. Tylko, co wtedy nam po takiej wiedzy?
Marek Palczewski
13 listopada 2014