Czy prawo do swobody wypowiedzi chroni dziennikarzy ujawniających współpracę znanych osób z bezpieką? Już 4 listopada wypowie się na ten temat Trybunał w Strasburgu, wydając wyrok w sprawie Grzegorza Brauna. Przegrał on w Polsce proces o ochronę dóbr osobistych z prof. Janem Miodkiem po tym, gdy nazwał językoznawcę współpracownikiem tajnej policji.
Zarzuty padły w kwietniu 2007 roku. Grzegorz Braun, reżyser i dziennikarz, powiedział podczas rozmowy we wrocławskiej rozgłośni Polskiego Radia, iż znany profesor jest przeciwnikiem lustracji pracowników nauki, bo sam w czasach PRL współpracował z SB. W Instytucie Pamięci Narodowej znaleziono dokument potwierdzający rejestrację Miodka jako tajnego współpracownika. Mimo to polskie sądy orzekły, iż nie ma dowodów, jakoby językoznawca rzeczywiście donosił tajnej policji. Prof. Miodek wygrał proces o ochronę dóbr osobistych, jaki wytoczył reżyserowi. Grzegorz Braun musiał po wyroku opublikować przeprosiny i zapłacić 20 tysięcy złotych na cel charytatywny.
Po przegranym procesie w 2010 roku Braun złożył skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Napisał, iż w Polsce doszło do złamania art. 10 Konwencji Praw Człowieka, który chroni wolność wypowiedzi. Jego wniosek przyjęto i po czterech latach zapadnie w tej sprawie wyrok.
Orzeczenie to będzie ważne dla innych podobnych procesów, jakie dziennikarze przegrywali przed polskimi sądami. Tak było m.in. w przypadku Doroty Kani, dziś dziennikarki „Gazety Polskiej”, która w tygodniku „Wprost” napisała w 2007 roku, że prof. Andrzej Ceynowa, wówczas rektor Uniwersytetu Gdańskiego, był agentem SB o pseudonimie „Lek”. I ona dysponowała dokumentami z IPN. Polskie sądy uznały, iż autorka tekstów o przeszłości naukowca zniesławiła Ceynowę. Także ta sprawa czeka na wyrok w Strasburgu.
W grudniu 2013 roku Europejski Trybunał wydał wyrok w podobnej sprawie. Jednak węgierski historyk, którego orzeczenie dotyczyło, wygrał w Strasburgu zaledwie jednym głosem (sędziowie uznali jego skargę 4:3). Krisztian Ungvary w 2007 roku napisał, iż znany sędzia Trybunału Konstytucyjnego w czasach komunizmu był „oficjalnym kontaktem” węgierskiej bezpieki i regularnie przekazywał jej informacje, choć nie był formalnie agentem. Naukowiec miał na potwierdzenie tej tezy archiwalne dokumenty.
Batalię przed węgierskimi sądami historyk przegrał (był to proces o zniesławienie) i w 2010 roku skierował skargę do Trybunału, także powołując się na gwarantujący swobodę wypowiedzi art. 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Sędziowie przyznali mu rację, jednak aż trójka z siedmiu głosujących miała odmienne zdanie niż większość, która ostatecznie przeważyła. Gdyby zatem w sprawie Grzegorza Brauna wyrok zapadł jednomyślnie, jego „siła” byłaby znacznie większa niż orzeczenie w sprawie węgierskiej.
Ewa Łosińska