Nasi sąsiedzi z Zachodu oczyścili w sposób bezwzględny zawód dziennikarski z agentów Stasi. U nas TW przez lata kształtowali opinię Polaków.

   Daniel Wicenty, autor historycznej pracy „Załamanie na froncie ideologicznym. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich od Sierpnia ’80 do stanu wojennego”( IPN, Gdańsk 2012) podsumowując krótko debatę lustracyjną toczoną w 1992 roku w kręgu prominentnych dziennikarzy warszawskich napisał: „Po stronie wyraźnych przeciwników lustracji stanęli m.in. Bratkowski, Osęka i Wieczorkowski. Znów zatem mieliśmy do czynienia z politycznym  »frontem«, tym razem potępiającym  »nienawiść«, »bolszewizm« i »spiskowe teorie dziejów«, a nie z dziennikarstwem podejmującym zadanie informowania społeczeństwa w jego interesie i w interesie racji stanu.”

   Litościwie przemilczę fakt, że owych ideologicznych maczug z lubością używali głównie ci, którzy całkiem niedawno w PRL-u równie ofiarnie stali na czele ideologicznego frontu dziennikarskiego tyle, że po drugiej stronie. Ale nie czas dzisiaj wymieniać autorów przemówień pisanych dla towarzyszy na zjazdy jedynie wtedy słusznej partii, czy innych usług świadczonych ówczesnym „właścicielom Polski Ludowej”. Człowiek bowiem, a tym bardziej dziennikarz, zmienny jest i nawet ma prawo taki być. Tak przynajmniej twierdzili ci, którzy w osiemdziesiątym, osiemdziesiątym pierwszym roku pędem przeskakiwali z jednej strony na drugą. Szczególnie ci głęboko ideologicznie zaangażowani.

   Warto jednak przyjrzeć się rzeczywistej sytuacji w mediach właśnie w kontekście owych, mniej lub bardziej wykreowanych, czy też uznawanych dziennikarskich autorytetów, przeciwników lustracji w środowisku dziennikarskim. Przy czym wiedzę o rzeczywistym stanie środowiska mogliśmy uzyskać dopiero po latach.  

   Gdy po siedmiu latach przymusowej nieobecności przywrócony przez tzw. komisję Drawicza wróciłem do jednej z większych regionalnych rozgłośni Polskiego Radia, jej nowym dyrektorem z rekomendacji nowej władzy został TW „Wujek”, o czym oczywiście nie mieliśmy pojęcia.

   Wkrótce rozgłośnie regionalne zostały przekształcone w jednoosobowe spółki skarbu państwa. Nowo powołana Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji mianowała prezesów zarządów. Kluczowe i decydujące programowo i zarządczo stanowisko w rozgłośni regionalnej. W rozgłośni gdzie pracowałem, KRRiTV na stanowisko prezesa powołała najbardziej zaufanego dziennikarza stanu wojennego, członka PZPR aż do jej rozwiązania, który jeszcze w ’88 roku odbył kilkumiesięczne przeszkolenie w Moskwie. Ów nominat przez cały stan wojenny i lata osiemdziesiąte kierował redakcją informacji. Każdy dziennikarz radiowy dobrze wie, co to wtedy znaczyło.

   Dlaczego ta pierwsza KRRiTV dokonała takiej nominacji? Kto musiał za tym stać i jakie miał środki nacisku, by ta nominacja doszła do skutku? Nie potrafię do dziś odpowiedzieć . I a propos „spiskowej teorii dziejów”, używanej tak chętnie jako pałki ideologicznej w dyskusji o lustracji dziennikarzy: trzeba być albo wyjątkowo naiwnym ( by nie użyć mocniejszego określenia), albo wyjątkowo cynicznym, by ośmieszać jako „spiskową teorię” pewne, co najmniej dziwne decyzje dotyczące nominacji w mediach, szczególnie publicznych, podejmowane przez gremia decyzyjne w tamtym czasie. Student pierwszego roku politologii wie, że nie ma spiskowej teorii. Są spiski. Po prostu. Dlatego nie chce mi się wierzyć, by dziennikarskie „autorytety” przytoczone przez Daniela Wicentego owej wiedzy nie posiadały.  

   Dla uzupełnienia obrazu rzeczywistości początku lat 90. Gdy po latach otrzymałem moje dokumenty z IPN jako tzw. pokrzywdzony, dowiedziałem się, że przewodniczącym „S” w rozgłośni był TW „Andrzej”, radiowy kierowca. Zrozumiałe stały się też awanse z rozgłośni regionalnej do programów centralnych w stanie wojennym. TW „Starski”, TW „Bera” - jeden spokojnie przepracował w PR do emerytury, drugi pracuje w jednym z programów centralnych do dziś.

   Ale dyskusja o lustracji dotyczyła całego środowiska dziennikarskiego, więc także prasowego. W moim mieście było w 1980 roku duże wydawnictwo prasowe RSW Prasa. Wychodziło kilka gazet miejskich, wojewódzkich, tygodniki, w tym jeden o zasięgu ogólnopolskim. Założycielem i przewodniczącym koła zakładowego „S” w prasie był dość znany dziennikarz TW „Znicz” „Bernard”. Został zarejestrowany w roku 1967. „Pracował”, jako TW do 1990. Po roku 1990 został zastępcą dyrektora ośrodka telewizyjnego, a później redaktorem naczelnym dużej gazety, aż do likwidacji RSW i przekazania tytułu prywatnej spółce. „Nienawiść”, „bolszewizm”, „spiskowa teoria dziejów”.

   01.04.1982 został zarejestrowany TW „Celestyn”. Podczas rejestracji asystent na wydziale filologicznym Uniwersytetu. W latach 80.  rozstaje się z uczelnią i pracuje jako dziennikarz w miejscowej gazecie partyjnej. Po roku 1990, jako zastępca naczelnego i redaktor naczelny, pracuje w gazetach lokalnych zagranicznego koncernu prasowego. Gdy u władzy jest SLD, TW ”Celestyn” zostaje powołany do zarządu regionalnej rozgłośni Polskiego Radia. Wycofuje się z zarządu (konieczność lustracji) i specjalnie dla niego zostaje stworzone stanowisko dyrektora programowego. Teraz TW decyduje o programie jednej z większych rozgłośni Polskiego Radia. Strajk w rozgłośni zmusza go do odejścia.

   Przez chwilę jest w zachodnim koncernie prasowym wydającym gazety w Polsce, po czym trafia nie gdzie indziej a do Ministerstwa Edukacji Narodowej. Jest rzecznikiem prasowym, radcą ministerialnym, dyrektorem departamentu do kontaktów z zagranicą przy dwóch kolejnych ministrach. Minister Joanna Kluzik-Rostkowska została poinformowana o współpracy TW „Celestyna” z SB. Dostała nawet skan rejestracyjnej Karty Personalnej. W rozmowie telefonicznej z dziennikarzem, który ją o tym zawiadomił, zadała pytanie: – Co pan zamierza z tym zrobić?

   Nie, co minister zamierza zrobić w tej sprawie, ale co zamierza zrobić dziennikarz!!! Pytanie ministra polskiego rządu, który zatrudnia i o tym wie, konfidenta komunistycznej Służby Bezpieczeństwa.

   To tylko kilka przykładów nie teorii, ale rzeczywistości, obecnej w środowisku dziennikarskim do dzisiaj. Dlaczego do dzisiaj? Bo w roku 1990 przychodzili do zawodu dziennikarskiego także młodzi ludzie po studiach. Wśród nich byli i tacy, którzy zostali zwerbowani na uczelniach jeszcze pod koniec lat 80. Dziś mają około pięćdziesiątki i są czynnymi dziennikarzami w najlepszych latach.

   Pytanie zatem – w jakim stopniu byli agenci SB, dziennikarze, kształtowali i kształtują obraz rzeczywistości? Bo z pewnością kształtują. Sam obserwowałem działalność TW „Celestyna” nie wiedząc wtedy, kim jest. Niektóre jego posunięcia programowe były parszywie dziwne, zaskakujące. Teraz wiem, dlaczego.

   Nasi sąsiedzi z Zachodu oczyścili w sposób bezwzględny zawód dziennikarski z agentów Stasi. U nas TW przez lata kształtowali opinię Polaków.

   Nie jestem za totalnymi zakazami. Media prywatne powinny mieć niezbywalne prawo zatrudniać kogo chcą. Inaczej niż media publiczne. Ale każdy obywatel ma prawo wiedzieć, kto do niego mówi, czy kto dla niego pisze. Kim jest ten, kto stara się go przekonać, a nawet indoktrynować. Może zatem powinna zostać opublikowana biała księga dziennikarstwa polskiego, gdzie zostaną upublicznione nazwiska byłych TW? Czy to bolszewizm, nienawiść i spiskowe teorie? Bo przecież musimy chronić jak największy skarb tych, co ten bolszewizm i nienawiść wspomagali w najgorszy z możliwych sposobów? Przez delatorstwo do politycznej policji. Tak to chcemy widzieć?

Jarosław Warzecha

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl