Przed Sądem Okręgowym w Poznaniu, w środę, 22 maja, odbyła się ostatnia, przed przerwą wakacyjną, rozprawa w procesie dotyczącym uprowadzenia, pozbawienia wolności i pomocnictwa w zabójstwie Jarosław Ziętary. Oskarżeni o te czyny Mirosław R. pseudonim Ryba i Dariusz L. pseudonim Lala, nie przyznają się do winy. Obaj oskarżeni to byli ochroniarze zatrudnieni w latach 90. w poznańskim holdingu Elektromis.

Tu warto przypomnieć, że Jarosław Ziętara pomimo młodego wieku dał się poznać jako niezwykle skuteczny i nieprzejednany w poszukiwaniu prawdy dziennikarz „Gazety Poznańskiej”. 1 września 1992 roku został uprowadzony w drodze do redakcji sprzed domu, w którym mieszkał na poznańskim Łazarzu. Od tego czasu wszelki ślad po nim zaginął. Do dziś nie odnaleziono również ciała reportera. W 1999 roku Ziętara sądownie został uznany za zmarłego. Zdaniem krakowskiej prokuratury do zabójstwa dziennikarza podżegał były senator Aleksander G., przeciwko któremu toczy się osobny proces również przed Sądem Okręgowym w Poznaniu. W samym porwaniu uczestniczyli trzej ochroniarze Elektromisu o pseudonimach: Lala, Ryba i Kapela. Kapela zginął w dość dziwnych okolicznościach wiele lat temu, dlatego na ławie oskarżonych zasiada tylko dwóch z pozostałych.    

Środowa rozprawa rozpoczęła się od wniosku adwokata oskarżonych o wyłączenie jawności sprawy aż do końca przesłuchania wszystkich świadków. Mecenas Wiesław Michalski stwierdził, że w mediach pojawiają się relacje z rozpraw, w których cytuje się przesłuchiwanych świadków. Cytaty te dodatkowo opatrzone są komentarzem autorów. Taka sytuacja – zdaniem obrońców – wpływa na proces, bowiem kolejni świadkowie mogą dowiedzieć się z mediów co zeznawali poprzednicy. Z wnioskiem adwokata nie zgodził się prokurator Tomasz Dorosz oraz oskarżyciel posiłkowy Jacek Ziętara, który podkreślił, że właściwie tylko dzięki mediom sprawa zabójstwa jego brata żyje do dziś i jest wyjaśniana. Sędzia Katarzyna Obst oddaliła wniosek obrony, dzięki czemu przedstawiciele mediów mogli pozostać na sali rozpraw.

Tego dnia zeznawał tylko jeden świadek, Marek Z. Świadek ten według zeznań innego świadka w procesie - Macieja B. pseudonim Baryła, miał brać udział w zniszczeniu szczątków poznańskiego dziennikarza. To Baryła zeznał, że zwłoki Jarosława Ziętary zostały rozpuszczone w kwasie, a czynu tego dokonano na terenie posiadłości Marka Z. Tym zeznaniom świadek zaprzecza nazywając je bzdurami.

Na pytanie sądu, kim jest z zawodu, Z. podał, że jest mechanikiem samochodowym. Pracował w Elektromisie - w ochronie i windykacji. Wcześniej jeszcze był bokserem, cinkciarzem, a walutę i inne deficytowe w tamtym czasie towary, miał kupować od niego Mariusz Ś. późniejszy twórca i właściciel Elektromisu. Był też krótko właścicielem czasopisma „Poznaniak”, którego dwaj dziennikarze: Piotr Grochmalski i Stanisław Rusek prowadzili śledztwo dziennikarskie w sprawie zniknięcia Jarosława Ziętary. Pismo stracił w 1994 roku, gdy po raz pierwszy został aresztowany za oszustwo w tak zwanej „aferze cukrowej”. Sędzia sprawozdawca, Sławomir Szymański, odczytywał świadkowi protokoły jego zeznań, które składał od 2013 roku. Nie sposób zrelacjonować, czego dotyczyły zeznania świadka, bowiem w części lub w całości Marek Z. im zaprzeczał i je odwoływał. Twierdził ponadto, że zostały „spreparowane”. Oświadczył, że nie zawsze czytał swoje zeznania ponieważ nie miał okularów. Na zabranie okularów nie zgadzali się konwojenci dowożący Marka Z. na przesłuchania. Z. oświadczył też, że zawsze podpisywał się na protokołach „nad kreską”. Sąd dwukrotnie okazał świadkowi jego podpisy pod zeznaniami i były one nad kreską, a tekst był spójny. Jednak świadek uważał, że podpis bez problemu można podrobić.

Zeznania Marka Z. można podzielić na dwa okresy. Pierwszy to lata 2013 – 2014, gdzie dość swobodnie opowiada o Aleksandrze G., Mariuszu Ś. oraz wielu innych osobach związanych ze sprawą porwania i zabójstwa Jarosława Ziętary. Wymienia liczne pseudonimy ludzi związanych z Elektromisem, między innymi byłych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, a także nazwiska dziennikarzy oraz polityków, których widział na terenie firmy lub w obecności Mariusz Ś. albo o których się tam mówiło. Wymienił między innymi nazwiska: Wilczek, Sekuła, Fibak, Urban, Jaroszewiczowie, Rakowski i Jaruzelski. W lutym 2015 roku wszystkie wcześniejsze zeznania w części lub w całości zakwestionował. Utrzymuje nawet, że jednego z przesłuchań w ogóle nie było. Również listę polityków zweryfikował, skracając ją do czterech nazwisk. Zastanawia również to, że Marek Z. – jak zeznał – nie wiedział, że ma status świadka incognito. Z więzienia wyszedł w grudniu 2014 roku, a już w lutym 2015 odwołał wcześniejsze zeznania. Skąd wiedział, że w ogóle coś ma odwoływać skoro sam mało powiedział, a protokołów nie czytał. Spytał go o to Jacek Ziętara. Świadek nie wiedział, twierdził, że może gdzieś przy okazji innej rozprawy zostały one odczytane.  W czasie składania zeznań, Marek Z. kilka razy spoglądał na adwokata Wiesława Michalskiego, obrońcę oskarżonych: "Ryby" i "Lali". Sędzia Katarzyna Obst dopytywała, czy szuka u mecenasa potwierdzenia swoich słów.

W środę Marek Z. wiele kluczowych zeznań wycofał, ale niektóre kwestie podtrzymał. Potwierdził w sądzie choćby to, że Aleksander G. co jakiś czas odwiedzał Elektromis i Mariusza Ś. To o tyle istotne, że obaj biznesmeni mają zaprzeczać tym kontaktom. Potwierdził też, że Aleksander G. pojawił się kiedyś w Elektromisie z jakimś „typkiem ze Wschodu”. Marek Z. z kolei rozpoznał go na zdjęciu w prokuraturze, ale w środę 22 maja 2019 roku, podczas rozprawy oświadczył, że po prostu wskazał zdjęcie najbrzydszego mężczyzny, jakiego mu pokazano.

Następna rozprawa zapowiedziana została na początek września.

Aleksandra Tabaczyńska

 

 

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl