Całe zawodowe życie zajmuję się dziennikarstwem prawnym i zawsze znajdzie się ktoś, kto jest przekonany, że takie zespoły jak te, z którymi mam i miałam okazje pracować, piszą dla… prawników. Nic bardziej mylnego, choć akurat prawnicy to ludzie, którzy chętnie czytają – mają otwarte głowy, są ciekawi opinii innych. Rzecz jasna – są też ważnym dla nas czytelnikiem, ale jednak - jednym z wielu. Bo prawo nie jest tylko dla prawników! Oni zresztą akurat radzą z nim sobie najlepiej. Warto pisać też, a może - przede wszystkim, dla tych, którzy radzą sobie dużo słabiej.
Piszemy więc o prawie dla przedsiębiorców, urzędników (zarówno tych rządowych, jak i samorządowych), menadżerów, doradców podatkowych, księgowych, kadrowych, dyrektorów szkół czy szpitali, studentów, ale też dla zwykłych ludzi. Gros tzw. newsów prawnych, to wiedza przydatna głównie w pracy. Ale jest też masa tematów, którymi zainteresowany może być niemal każdy, bez względu na to, gdzie pracuje. Niezmienne „hity” to choćby tematy dotyczące rozwodów, spadków, alimentów, darowizn (i w ogóle rozliczeń w rodzinie), 500+, mandatów i punktów karnych, roszczeń frankowiczów, emerytur, podatków, zwolnień lekarskich, uprawnień pracowniczych… Długo można by wymieniać, ale generalnie – to tzw. samo życie. A wspomniani prawnicy to też ludzie, więc nie tylko rozwodzą innych, ale i sami mają czasem ten dopust, raczej nie Boży… Więc o ciekawym „rozwodowym” orzeczeniu zawsze chętnie przeczytają.
Dziennikarstwo prawne to nieustanne śledzenie zmian w legislacyjnej fabryce prawa, która produkuje jak szalona. Choć w tym roku ponoć trochę zwolniła – jedna z firm audytorskich policzyła, że w pierwszym półroczu 2018 r. na przeczytanie nowych przepisów wystarczy codziennie „tylko” dwie godziny i piętnaście minut – w każdym dniu roboczym. W poprzednich latach – potrzebne było dwa razy więcej czasu. Tak więc głównym zadaniem dziennikarzy, z którymi pracuję, jest „odrabianie” tego czytania za innych. Musimy na bieżąco pisać o wszystkich najważniejszych zmianach w prawie. Ale nie tylko – dziennikarze prawni muszą wypatrzeć luki czy niekonsekwencje w przepisach, przewidzieć ich skutki, a czasem słone koszty. To coraz trudniejsze w sytuacji, gdy tryb legislacyjny przypomina nieraz bicie sprinterskich rekordów. Czasem w nocnych głosowaniach, innym razem bez koniecznych konsultacji, ale generalnie sprint jakości prawa nigdy nie służył. Dlatego zawsze mamy dużą satysfakcję z naszego pisania, gdy uda nam się „naprawić” bubel prawny, uchronić firmy czy ludzi przed fatalnymi przepisami.
Artykuły prawne to nie tylko tzw. newsy, ale też np. konkretne porady. Albo opinie – zawsze zresztą świetnie czytane. Gdy niedawno prof. Ewa Łętowska napisała na Prawo.pl m.in. o tym czy można ubierać pomniki w „konstytucyjne” koszulki – jej publicystyka biła rekordy odsłon.
Jak trzeba pisać o prawie? Możliwie prostym językiem, zrozumiałym dla wielu odbiorców nie – prawników. Zawsze proszę dziennikarzy, aby o tym pamiętali. Samo prawo jest wystarczająco skomplikowane, nie warto jeszcze dodatkowo komplikować tekstów. Ani pisać językiem ustawowym, który jest kostyczny, niezrozumiały, a czasem – absurdalny.
Skoro już wiedzą Państwo o czym piszemy, jak i dla kogo - muszę się na koniec do czegoś przyznać. Zespoły prawne w redakcjach składają się w znakomitej większości z ludzi, którzy ukończyli prawo, a nie dziennikarstwo. Tego ostatniego musieliśmy się po prostu nauczyć.
-------------------------------------------
Ewa Usowicz – dyrektor Działu Serwisów Informacyjnych Wolters Kluwer. Wcześniej była zastępcą redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej”, gdzie pracowała przez ostatnie 10 lat. Od początku kariery zawodowej związana z dziennikarstwem prawnym – również w „Gazecie Prawnej”.