Tym razem w drugą, a nie w pierwszą środę miesiąca, która wypadła w święto Trzech Króli, spotkaliśmy się  w Klubie Publicystyki Kulturalnej SDP z dwójką niezwykłych osób: z poetką Wandą Gołębiewską i dziennikarzem Leszkiem Skierskim (piszę: dziennikarzem, ponieważ on sam silnie podkreśla, że jest „tylko” dziennikarzem), autorem dwóch książek o płockiej poetessie: wywiadu-rzeki z nią, pt. Gdyby nie Anna Frank… oraz  zbioru szkiców pt. Niepokorna. Zanim przejdę do relacji ze spotkania, pewne osobiste wspomnienie, mające charakter anegdoty literackiej (jak mi się zdaje), której nie ośmieliłem się z pewnych względów opowiedzieć podczas spotkania.

Otóż jakieś dziesięć lat temu (mniej więcej) znalazłem się w Książnicy płockiej, jako pełnomocnik śp. Jerzego Narbutta, który (z inicjatywy Bohdana Urbankowskiego) otrzymał Nagrodę Białego Pióra, pamięci Dariusza Stolarskiego, poety i lidera płockiej Federacji Młodzieży Walczącej, tragicznie zmarłego w październiku 1993 r.. Uroczystość była, że tak powiem, wieloaspektowa, a na zakończenie urządzono konkurs jednego wiersza, który wygrała Wanda Gołębiewska właśnie.

A kulisy były takie: gdy poetka powiedziała swój wiersz (niestety, dziś już go nie pamiętam), zdaje się, jako ostatnia w konkursie, nie miałem wątpliwości, że ona właśnie powinna zwyciężyć. Zaproszony do jury (zapewne przez grzeczność), składające się z Kiry Gałczyńskiej, Ernesta Brylla i Bohdana Urbankowskiego, w gorącej wodzie kąpany, powiedziałem, że chyba nie ma wątpliwości, czyj wiersz zwyciężył, wskazując utwór pani Gołębiewskiej. Wówczas to Ernest Bryll paternalistycznym tonem zbeształ mnie należycie, dowodząc, jakże słusznie, że chcę całemu jury narzucić swój punkt widzenia i że to jest nie w porządku. Wówczas pośpieszyła z aprobatą dla słów Brylla Kira Gałczyńska, podkreślając, że ona właśnie wybrała inny wiersz innego autora. Z pokorą przyjąłem reprymendę, przeprosiłem szanowne grono i czekałem na werdykt, który przyniosło głosowanie z wynikiem 3:1 dla mojej faworytki. Po czym jury wydelegowało panią Kirę, jako córkę niezwykłego Konstantego Ildefonsa, do wręczenia wyróżnienia laureatce. A teraz puenta i zarazem odpowiedź na pytanie, jakie to „pewne względy” zadecydowały, że nie ośmieliłem się podzielić tym wspomnieniem z moimi kolegami z Klubu, w obecności pani Wandy. Otóż zanim spotkanie się zaczęło, przypomniałem Poetce o tamtym konkursie i opowiedziałem o owych „kulisach”, a wtedy p. Wanda, zdumiona moją opowieścią, powiedziała: „ – Ależ ja wiem, że tamto wyróżnienie zawdzięczam właśnie Kirze Gałczyńskiej!”

No cóż, oto drobny przyczynek do opisu charakteru i uczciwości wieloletniej dziennikarki „Trybuny Ludu”, „towarzyszki” Kiry Gałczyńskiej.

Nasze spotkanie miało charakter kameralnej rozmowy towarzyskiej, co wynikało ze szczególnej szczerości i bezpośredniości jego dwojga bohaterów. Trzeba przyznać, że rzadko się zdarza, by niewątpliwie wybitnej poetce, autorce 6 czy 7 wydanych tomików wierszy, znanej i popularnej nie tylko w swoim lokalnym środowisku, mógł się przydać taki pośrednik . A tymczasem jego praca, zmierzająca do przybliżenia czytelnika do jej tajemnic i wzbogacenia opisu jej osobowości, gdy mamy do czynienia z sytuacją, że same wiersze ukazują jedynie, że tak powiem, jej wierzchołek czy po prostu jakąś część, okazała się bardzo potrzebna. Leszek Skierski bowiem tak dalece wszedł w głąb życia intelektualnego i duchowego Poetki, od warsztatu poetyckiego począwszy, a na najtajniejszych niemal marzeniach skończywszy, że dało to w książce Niepokorna efekt zupełnie niezwykły. Powstała – mówiąc „miłoszem” – pełniejsza forma, w której wybrzmiała w całej pełni wielostronność zainteresowań twórczyni, która siedząc niejako w Szekspirowskiej łupinie orzecha, kontaktuje duchowo w pewnym sensie z całym światem.

W pierwszej części spotkania Wanda Gołębiewska z prostotą opowiadała o swoim życiu jako najpierw uczennicy (złożyła hołd szczególny swemu poloniście) , później wieloletniej nauczycielki polskiego, zarazem mówiąc o wierszach, o inspiracjach do tych wierszy, o swoim najbliższym, w zasadzie niezmiennym   otoczeniu, gdyż jeśli się nie mylę od młodości mieszka w tym samym domu przy tej samej ulicy Płocka. Opowiadała również o swoich marzeniach o podróżach, choć tylko niektóre się urzeczywistniły, skoro Poetka była m.in. w Wilnie, a nawet znalazła się kiedyś w dalekiej…. Australii.

W gruncie bardziej podróżowała w wyobraźni, łączyła się duchowo, a także epistolograficznie z różnymi osobami. Przy czym najważniejszą z nich jest Anna Frank, jedna z najtragiczniejszych postaci dwudziestowiecznego świata, z jej sławnym Dziennikiem, pisanym w czasie ukrywania się w Amsterdamie przed niemieckimi zbrodniarzami, a więc także w „Szekspirowskiej łupinie orzecha”, lecz w warunkach i w obliczu koszmaru Zagłady, której skala i okrucieństwo przerasta wyobraźnię tragika elżbietańskiego teatru.

Poetka mówiła, że wielokrotnie prowadziła rozmowy z duchem Anny Frank, że opierając się na walorach literackich i filozoficznych Dziennika młodziutkiej dziewczyny, niejeden raz wyobrażała sobie niedoszłą (lecz dla niej niewątpliwą)  karierę literacką Anny Frank, gdyby przeżyła wojnę (jak wiadomo zmarła w obozie Bergen-Belsen na tyfus w lutym 1945 roku). Niewątpliwie, duchowy związek Poetki z Anną Frank jest jej tajemnicą i jakimś szczególnym dobrem, skoro uważa ona, że miał on wpływ na jej poetycki status. Tajemnicą, bo najwyraźniej, pomimo wysokich umiejętności przekazywania tego, co w jej duszy gra, nie zdołała nam wiele więcej o tym opowiedzieć, dając jedynie do zrozumienia, jaki to ważny motyw w jej życiu i twórczości.

Nasza bohaterka podkreślała wielekroć, że jest uosobieniem kultury czy cywilizacji przedinternetowej i przedkomputerowej, co przejawia się m.in. w pisaniu listów i pamiętnika, obejmującego już 70 (słownie: siedemdziesiąt) zeszytów, jak należy przypuszczać, pokaźnej grubości każdy. Poetka korespondowała na przykład z Czesławem Miłoszem, gdy przebywał jeszcze w Berkeley, czy z mało znanym poetą wileńskim, Sławomirem Worotyńskim, zmarłym samobójczo w 1986 roku, którego listy do niej stanowią pokaźny i niezwykle interesujący appendix do Niepokornej.

Sam tytuł książki, będący zarazem w jakimś stopniu oceną bohaterki, wzbudził zainteresowanie zebranych. Leszek Skierski (niech się nie obrazi), zapytany o to, poniekąd poległ, moim zdaniem, przy próbie wyjaśnienia tego tytułu i tej charakterystyki, a niecodzienna twórczyni poezji codzienności (tak bym określił większość jej wierszy o młodości pod lambrekinem, o kostce cukru z makiem czy o szarogodzinnych opowieściach przy kaflowym piecu itp.) dowodziła wręcz, że owszem, raczej jest pokorna. Pokorna – zapewne wobec wielkości i piękności świata, wobec Boga Stwórcy – jej wiersze mają często wymiar sakralny, wobec wielu ludzi, których ceni i kocha, a może przede wszystkim wobec nieogarnioności (sit venia verbo) życia duchowego. Jej „niepokorność”, jak wyczuwam, polega na tym, że nie może inaczej. Trochę jak mały Owidiusz, bity przez matkę za pisanie wierszy, których mu zabroniła, wołający (wierszem) „Iam, Iam, non faciam versus, Carissima Mater!” („Już, Już, nie będę [więcej] pisał wierszy, Matko Najdroższa!”).

Z rozmowy, jaka się potoczyła i w której duży udział miał m.in. Bohdan Urbankowski, płocczanin (po trosze z konieczności) od ok. 30 lat i znawca tamtejszego środowiska kulturalno-literackiego, z zadawanych pytań i odpowiedzi wyniknęło jednoznacznie, że dziennikarz i poetka stanowią osobliwy, nierozerwalny tandem intelektualno-duchowy, godny najwyższej uwagi. Dowodem tego jest zawartość książki Niepokorna, wypełnionej m.in. wieloma niepublikowanymi dotychczas utworami Poetki, a także charakterystyką jej sposobu na życie, w którym, jak u Stachury, wszystko jest (lub może być, gdy poetka tego zechce i napisze swój kolejny wiersz) poezją. I na dodatek dzieje się to tak, że w jakiś czarodziejski sposób to, co lokalne, staje się natychmiast uniwersalne, gdyż inaczej nie byłoby… poetyckie. A w dużej mierze – liryczne, bo poezja Gołębiewskiej jest pełna czystej liryki. W nią potrafi ona zamieniać swoje „małe przygody” w owej „łupinie orzecha”, co jakiś czas wybiegając w szeroki, nieogarniony świat duchowy, ku Annie Frank, ku zdarzeniom w Jasnej Polanie w ostatnich latach życia Lwa Tołstoja (którego poetka ceni, tak jak literaturę rosyjską w ogóle), ku traumie życia i śmierci Sławomira Worotyńskiego. Szczególną zasługą Leszka Skierskiego jest fakt, że w jakiejś mierze przeniknął on tajemnicę epistolografii literackiej Wandy Gołębiewskiej i jest zapewne jedynym człowiekiem, poza autorką, który poznał, w jakiejś części przynajmniej, ów gigantyczny w rozmiarach (także czasowych) Pamiętnik Poetki. Co pewnie stanie się (nie jedynym zresztą) tematem kolejnej, trzeciej już książki Skierskiego poświęconej Poetce, książce, która właściwie, co prawda niejako między wierszami, została na naszym spotkaniu zapowiedziana.

Jerzy Biernacki

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl