Na oczach można mieć zasłonę (taką co spada lub nie) można też różowe okulary. Niektórym wzrok mąci kalejdoskop.
Proste urządzonko wyświetla kolorowe widoczki, które po każdym przekręceniu kalejdoskopu zmieniają się w jeszcze śliczniejszy obrazek. Niestety dzieciom kalejdoskopy szybko się nudzą.
Nie nudzą się niektórym dorosłym. Dziennikarskim odpowiednikiem kalejdoskopu jest portal, który – jak twierdzą jego szefowie - od samego początku nie uprawia kryptoreklamy. Ot, po prostu ku uciesze młodych, wykształconych i dobrze zarabiających publikuje teksty o jasnych stronach naszego życia. A to o smacznych parówkach na stacjach benzynowych, a to – ostatnio - o zaletach noszenia fajnych dżinsów.
Tu odsyłam do źródła (link). Żeby każdy (każda i każde) zobaczył co i jak.
Normalnie to czysta kryptoreklama. Jednak w kolorowym świecie kalejdoskopu taka twórczość nie przekracza reguł. Nie jest lekceważeniem inteligencji czytelnika. Skądże. To po prostu relacja z kilku chwil relaksu zapracowanych dziennikarzy, którzy poza tym w pocie czoła dociekają prawdy.
Tu kolejny link, w którym bohater przekonuje nas, że po pierwsze bawił się znakomicie podczas improwizowanej sesji a po drugie dziękuje wszystkim za zwrócenie uwagi natemat wysokich standardów dziennikarstwa a dżinsy? – Fajna sprawa. Czyli sprawy nie ma.
Otóż jest. Po pierwsze w materiale nie było magicznego zdania „tekst sponsorowany”. Po drugie poziom argumentacji sugeruje – delikatnie mówiąc – głębokie lekceważenie czytelników. Po trzecie wreszcie – nie można wykluczyć, że kiedyś kalejdoskopowemu widoczkowi zdarzy się napisać coś istotnego. I wtedy co? Damy wiarę? Czy będziemy zastanawiać się „kto dał” żeby literki ułożyły się w ten a nie inny sposób?
A jeśli czytelnik pomyśli, że wszyscy dziennikarze marzą by kiedyś wystąpić w dzinsowo/parówkowej wersji lepszego świata i robią wszystko by się załapać. Tylko nie każdemu się udaje. Tak nie jest. Standardy ciągle obowiązują.
Aleksander Wierzejski