73 lata temu, 29 stycznia 1944 roku, oddziały sowieckie przepuściły szturm na wieś Koniuchy (przedwojenny powiat lidzki), dokonując krwawej rzezi na jej polskich mieszkańcach. Na wstępnie należy przypomnieć, iż tereny te wówczas okupowane były przez III Rzeszę. Co więc skłoniło komunistyczną partyzantkę, by rozprawić się z polskimi chłopami? A w końcu – dlaczego tragedia w Koniuchach powinna zajmować szczególne miejsce w naszej świadomości i pamięci historycznej?

Wszystko rozpoczęło się wraz z zajęciem Litwy (będącej wcześniej w sowieckiej strefie okupacyjnej), przez armię niemiecką. Zgodnie ze strategią Moskwy na terenach zdobytych przez Wehrmacht organizowano podległą Kremlowi partyzantkę. Nie inaczej było z resztą i w Polsce, toteż jednym z pierwszych celów "PPR-owskich skoczków" stało się stworzenie "masowej" organizacji bojowej (Gwardii Ludowej). Na terenie Litwy ukonstytuował się Litewski Sztab Partyzancki, podległy znanemu przedwojennemu komuniście Anastasowi Snieczkusowi. Początkowo nie wykazywał  większej aktywności ze względu na niewielkie zasoby ludzkie oraz problemy zaopatrzeniowe. Przełom (jeżeli można tak to nazwać) nastąpił dopiero pod koniec 1943 roku – oddziały partyzantki komunistycznej zasiliło wówczas paruset Żydów, w większości zbiegłych z kowieńskiego getta. Mimo tego promoskiewskie bandy (użycie tego słowa jest jak najbardziej uzasadnione!) nadal nie wykazywały większej chęci do pojęcia walki z niemieckim okupantem. Powszechne u partyzantów było niskie morale, brak dyscypliny oraz przeszkolenia wojskowego. U lwiej części komunistycznych bojowców (szczególnie uciekinierów z getta) dominowała chęć przetrwania wojennej zawieruchy, a nie ryzykowne wypady na pozycje niemieckie. Lotnictwo radzieckie nie dostarczało partyzantom żywności, musieli więc oni zaopatrywać się w nią we własnym zakresie (Moskwa „zalecała” zaopatrywanie się w żywność u działaczy lokalnych organizacji komsomolskich i partyjnych, które oczywiście na tych terenach nie występowały – sic!).Wszystkie te czynniki, oraz fakt, że główne instrukcje z ZSRR dotyczyły rozpracowywania lokalnego podziemia niepodległościowego a nie walki z okupantem, powodowały patologizację, popychając czerwonych bojców do zwykłego bandytyzmu i maruderstwa.  Wymagające ciągłych dostaw produktów żywnościowych oddziały leśne korzystały z ofiarności chłopów, a raczej po prostu ją wymuszały. Objawiało się to brutalnymi najściami i konfiskatą większości cudzych zapasów, nierzadko również kontrybucji dla Niemców (za co mieszkańcy wsi byli przez okupanta srogo karani).  Jak nietrudno się domyślić, po pewnym czasie nękani przez partyzantów chłopi postanowili ukrócić bandyckie najazdy. Na pomoc policji nie mogli liczyć – była ona na tych terenach za słaba. Pomimo tego, okupant niemiecki wyrażał ciche przyzwolenie na dozbrojenie chłopów i tworzenie lokalnych stacjonarnych oddziałów samoobrony. Jeden z nich powstał właśnie we wsi Koniuchy. Prawdopodobnie już około wiosny 1943 r. po raz pierwszy pojawili się w tej okolicy czerwoni partyzanci. Najścia na gospodarstwa, wraz ze stopniowym wzrostem liczebności oddziałów, zaczęły się nasilać, podobnie zresztą jak i kontrybucja, jakiej owe oddziały żądały.

Nękani i notorycznie grabieni z resztek swojego i tak skromnego mienia chłopi zorganizowali oddział samoobrony. Wieśniacy uzbrojeni w różnego rodzaju broń (oczywiście w niewielkich ilościach) stworzyli nocne warty, mające odstraszać czerwonych maruderów z lasu. Kolejne nieudane najścia grup sowiecko- żydowskich wywołały wściekłość dowództwa komunistycznej partyzantki, borykającej się dodatkowo z lokalnymi oddziałami Armii Krajowej. Nim zapadała ostateczna decyzja o odwecie na mieszkańcach Koniuchów, przewodniczący lokalnej samoobrony – Władysław Woronis dostawał listy z pogróżkami. Oczywiście chłopi nie mogli już złożyć broni - gdyby to zrobili, zemsta partyzantów i tak byłaby nieunikniona.
W związku z niepodporządkowaniem się pogróżkom, i ku przestrodze dla pobliskich wsi, dowództwo sowieckiej partyzantki wydało decyzję, a de facto wyrok – o pacyfikacji Koniuchów. Jak wspomina jeden z napastników – Chaim Lazar - „Sztab Brygady zdecydował zrównać Koniuchy z ziemią. Pewnego wieczoru 120 najlepszych partyzantów ze wszystkich obozów, uzbrojonych w najlepszą broń, wyruszyło w stronę tej wsi". Między nimi było około 50 Żydów, którymi dowodził Jakub Prenner. O północy dotarli w okolice wioski i zajęli pozycje wyjściowe. Mieli rozkaz, by nie darować nikomu życia. Nawet bydło i nierogacizna miały być wybite, a wszelka własność spalona („Destruction and Resistance”, s.174). Atak nastąpił ok. 6 rano, gdy prawie wszyscy mieszkańcy spali w swoich domach. Historyk Piotr Gontarczyk przytacza jeden z meldunków PPP: „(...) po otoczeniu wieś podpalono. Do uciekających mieszkańców  strzelano. Ujętych, tak dorosłych jak i dzieci żywcem rzucano do ognia. Wynik: 34 zabitych, 14 rannych, ilości osób spalonych żywcem nie ustalono. Z 50 budynków pozostało tylko 4”. Ci, którzy przeżyli, zostali po wojnie oskarżeni przez władze komunistyczne o „zwalczanie partyzantów <<Wojny Ojczyźnianej>>” (m.in. Władysław Woronis). W wielu kłamliwych relacjach dawnych partyzantów chwalą się oni „rozbiciem niemieckiego garnizonu stacjonującego w Koniuchach” (m.in. Dimitrij Gelpern i Isaac Kowalski). Prawda jest inna. Jak zauważa wcześniej wspomniany przeze mnie dr Gontarczyk w swoim artykule „Tragedia Koniuchów” („Niezależna Polska”, nr 1/ 2006), gdy Polacy zainteresowali się masakrą Koniuchów, strona żydowska zarzuciła im kierowanie się „motywami politycznymi”, zaś „jeden z szanowanych naukowców izraelskich stwierdził, że Polacy, zamiast zajmować się tą kwestią, powinni badać pogromy na Żydach, jakich sami się dopuszczali”. Ten sam profesor – Dov Lewin – był w przeszłości członkiem sowieckiego oddziału partyzanckiego, podlegającego Litewskiemu Sztabowi Partyzanckiemu...

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl